Życie w Australii płynie na ogół dość spokojnie, w umiarkowanym dobrobycie, bez specjalnych zakłóceń – chyba, że politycy urozmaicą nam czas „przepychankami” międzypartyjnymi i od czasu do czasu „powalczą” słownie o zdobycie elektoratu w wyborach na różne szczeble administracji państwowej czy lokalnej.
Od czasu do czasu słyszymy o zaciekłych walkach i wojnach – ale to gdzieś tam, daleko od nas, wśród mniej cywilizowanej nacji o rządach dyktatorskich – u nas króluje demokracja.
Śledzimy różne wydarzenia i kataklizmy na świecie, jak sobie inni dają z tym wszystkim radę. Niemalże w każdym przypadku z Australii płynie natychmiast wszelkiego rodzaju pomoc.
A to powódź w Chinach czy Polsce, zasypanie górników w Chile, trzęsienie ziemi na Haiti itd. itd.. to wszystko działo się tysiące kilometrów od Australii.
Aż tu nieszczęścia i klęski zawitały do nas: wielka powódź w Queensland, cyklon Yasi i znów zniszczenia w Queensland a później powódź w Wiktorii, pożar w Zachodniej Australii.
Sześć miesięcy temu Christchurch – Nowa Zelandia, nawiedziło trzęsienie ziemi o dość dużej sile, zniszczeń nie było wiele (ok. 20 %), aż tu nagle 22 lutego szok – Christchurch zostało znów nawiedzone trzęsieniem ziemi o mniejszej sile jak poprzednie, ale w skutkach okazało się o wiele groźniejsze, zabudowa uszkodzona w 90%, do tej pory oficjalnie zginęło 100 osób, ale poszukiwania w budynkach grożących zawaleniem wciąż trwają.
W reportażach TV i na zdjęciach gazet oglądamy przerażające widoki i sceny. Z 6 piętrowego budynku TV pozostała gmatwanina sterczącej stali, betonu, drewnianych belek, cegieł, wraków zniszczonych samochodów – nad tym wszystkim unosił się dym wydobywający się z dolnych pokładów.
W dzisiejszych gazetach (24 lutego) ukazało się (w niektórych na pierwszych stronach) zdjęcie 15 letniego chłopca Kent i 18 letniej siostry Lizzy, którzy na nasączonym deszczem trawniku siedzieli pół dnia w oczekiwaniu i w nadziei, że ratownicy wydobędą z gruzów ich mamę, prezenterkę lokalnej stacji TV. Pod wieczór przy dzieciach przyklęknął policjant i powiedział „mam straszną wiadomość...” stwierdzając, że nie było możliwości jej uratować... z bólem serca patrzę na łzy dzieci, które już nigdy nie zobaczą swojej mamy, nie zamienią z nią kilku słów...
W budynku tym na 3 piętrze byli studenci z Japonii, Chin, Korei Południowej, którzy przyjechali do szkoły języka angielskiego. Ojciec japońskiej studentki, gdy widział co się dzieje powiedział – moja córka była taka szczęśliwa udając się na miesięczne studia – jedyna rzecz którą mogę teraz uczynić, to pomodlić się. Zginęło tam też rodzeństwo brat i siostra w wieku ok. 20 lat - z Korei Płd.
25 lutego (piątek) w dodatku Herald Sun na pierwszej stronie jest mały „mikołaj”tzn. kilkumiesięczny Baxter Gowland, któremu życie nie dało szansy. Ten kilkumiesięczny chłopiec w „christmesowym” przebraniu jakby patrzy dzisiaj na ciebie i pyta – DLACZEGO? Baxter urodził się zaledwie w 2 tygodnie po pierwszym trzęsieniu ziemi w Christchurch we wrześniu. Stał się obecnie najmłodszą potwierdzoną ofiarą wtorkowego, zabójczego trzęsienia ziemi.
Nie sposób nie załkać patrząc na łzy dzieci, rodziców, najbliższych osób – a nawet ratowników. Budującym jest duch nadziei i pomocy, którą niosą ratownicy z Australii i innych krajów oraz zwykli ludzie.
W życiu bywają sytuacje w których przeplatają się nadzieja i złamane serca, radość i smutek, śmiech i płacz...
W tych smutnych zdjęciach odnalazłem zdjęcie uśmiechniętego starszego małżeństwa ocalonego z ruin, a obok uśmiechniętego syna ze złożonymi rękami jak do modlitwy w podzięce za uratowanie jego matki z gruzów po 24 godzinach.
Współczujemy ludziom, a zarazem podziwiamy ich hart ducha, że nie załamali się w tych strasznych chwilach i doświadczeniach. „Nie wiem, gdzie się podziały moje nogi, ale nie było wyboru” – powiedział Brian Coker, któremu dwoje lekarzy z Wiktorii przy pomocy kieszonkowego scyzoryka i piłki do cięcia żelaza amputowali obydwie nogi powyżej kolan.
Brian podziękował później przyjaciołom, rodzinie i tym co mu uratowali życie. Opowiadał, że próbował uciec z budynku i był już na schodach, kiedy przywalił go betonowy blok... pomyślał, że już przyjdzie mu zginąć. Ból był straszliwy i Brian życzył sobie ponownego wstrząsu, żeby zginął.
Kiedy ratownicy go znaleźli, powiedzieli że nie mogą go wyciągnąć. Brian to słyszał, potem już nie słyszał co się działo, jak amputacja przebiegała... potem mówił, ani oni ani ja nie mieliśmy szans... Życie już nie będzie to samo dla wielu ludzi łącznie ze mną. Brat Briana podziękował lekarzom i powiedział, że widzimy jego obrażenia, że są okropne – ale w ostateczności on żyje.
Dla dr Putra John, która jest urologiem dokonana amputacja była wstrząsającym doświadczeniem, o którym nie chciała mówić publicznie przed kamerami i mikrofonem – tak była zdruzgotana.
Zniszczenia nie dotknęły tylko śródmieście Christchurch – to wszystko wyglądało jak apokaliptyczny „koniec świata”. Z pobliskiego lodowca po kilku minutach od dewastującego trzęsienia ziemi, urwał się blok wielkości 30 milionów ton i wpadł do jeziora powodując fale wysokości 3 m.
W tych trudnych chwilach, w smutku i bólu łączy się z Nową Zelandią cała Australia, łączymy się my i chyba wszyscy ludzie świata.
Bogusław Kot
Otrzymaliśmy informację, że adwentystyczna kompania żywnościowa SANITARIUM w Christchurch funkcjonuje nadal i natychmiast przystąpiła dzięki poświęconym pracownikom do zaopatrywania centrów ewakuacyjnych i punktów pomocy w różne produkty: wodę pitną z własnego odwiertu, Weet-Bix, So Good, Up&Go i pieczywo.
Także ADRA we współpracy z rządowymi jednostkami udziela natychmiastowej, doraźnej pomocy poszkodowanym w trzęsieniu ziemi.
Czytaj "Adwentyści znów pomagają ofiarom trzęsienia ziemi" na stronie Kościoła ADS w Warszawie
Komentarze