W Kościele | Wydane 2010/08/28

Z pogrzebu

Pisze BK
Sylwester Wierzbicki

Dnia 26 sierpnia 2010 r. zebrali się żałobnicy w Boyd Chapel, na Springvale Botanical Cemetery o godz. 14.30.

Wysoko na katafalku spoczywała skromna, prosta trumna z białej, nie malowanej sosny i wieńcem z czerwonych róż – z boku zwisała zielonkawa wstążka.

Jak zwykle w takich okolicznościach były refleksje o życiu i przemijaniu, o największych wartościach, które się w życiu liczą; był śpiew i modlitwy; westchnienia i łzy, a także... radość z tego, że mamy Zbawiciela, który gdy przyjdzie wzbudzi z grobów swych wiernych do życia wiecznego.

Jola Mielczarek ku pocieszeniu serc zaśpiewała pieśń modlitwę, Lidia Gmurkowska strofami poezji wzbiła nasze myśli ku niebu, a pr Paweł Ustupski przekazał pocieszenie zebranym na żałobnym spotkaniu. Na język angielski tłumaczył Marek Kocur.

Sylwetkę swojego ojca nakreślił w krótkim przemówieniu – syn Eugeniusz.

Prawda adwentowa przyszła do naszego domu przez tatę. Pracował jako spawacz w stoczni gdyńskiej im. Komuny Paryskiej. Tam poznał skromnego adwentystę br. Rozestwińskiego, którego próbował nawrócić na wiarę katolicką; muszę dodać że wtedy jeszcze pełnił funkcję przy ołtarzu – był ministrantem.

Zaprosił więc tato inaczej wierzącego do domu i tak zaczęły się dyskusje, studium biblijne – aż tato został adwentystą.

 

Tato miał trzy życzenia: 1. prosty pogrzeb, 2. kremacja. 3. nie mówić o nim za dużo, żeby „nie przysłonić jego Bosa” (tato miał poczucie humoru).

Kim tato był? – był człowiekiem prostym, miłującym porządek i czystość, rzetelność w wykonywaniu pracy. Jego wizytówką chrześcijaństwa było – nie mówić, ale życiem pokazać co mi Pan dał na pewien czas, czas życia.

Nie znosił fanatyzmu religijnego i świętości, był pomocny, hojny, nie brał od przyjaciół pieniędzy za przysługę.

Był artystą rękodzieła, jako hobby spawacza były te na zdjęciu koszyczki

  20100826wie08_original

Taki koszyczek tato rozpoczynał od kulki łożyskowej, na którą nakładał elektrody podgrzane do odpowiedniej temperatury – i tak powstawały koszyczki, które mama napełniała cukierkami. Taki koszyczek stał na stole do czasu, aż przyszedł któryś z przyjaciół, który na prośby został takim koszyczkiem obdarowywany. Ostatni koszyczek, który tato zrobił specjalnie dla mamy – też oddał na prośbę przyjaciela i... już więcej koszyczka nie zrobił - Rodzice wyjechali do Australii.

 

W Australii ruszył na całego do pracy, bo wiedział że ma 51 lat więc czego nie dokona w najbliższych latach, to później będzie to coraz trudniejsze. Cieszył się życiem i zdrowiem oraz Australią. Po przejściu na emeryturę rodzice przenieśli się 100 km poza Melbourne, gdzie na małej farmie pędzili miłe i radosne chwile, choć czasem było trudno nadążyć z pracami.

Tato coraz bardziej słabł, zapadł na męczącą chorobę, ale nigdy nie narzekał. Do końca żartował.

Pod koniec ceremonii pogrzebowej Eugeniusz dał możliwość wszystkim obecnym w kaplicy cmentarnej „zadumać się” – na tle spokojnej i pięknej melodii wszyscy mieli możność pomyśleć o życiu, śmierci, o tym co smuci i co cieszy, o bliskich, o sobie... o tym, którego żegnaliśmy.

20100826wie05_original

Na zakończenie choć łzy cisnęły się do oczu wszyscy zaśpiewaliśmy pieśń:

 

Wkrótce przyjdzie nasz Zbawca i Pan

Z wielką chwałą po wierny swój lud

Wziąć nas z Ziemi skalanej przez grzech

I wprowadzić w niebieski swój gród.

 

Przyjdź już wnet Zbawicielu Ty nasz

My na Ciebie czekamy co dnia

Zbaw nas Jezu od smutku i łez

Weź nas tam, gdzie już radość wciąż trwa.

  20100826wie07_original20100826wie06_original20100826wie04_original20100826wie03_original20100826wie02_original20100826wie01_original

Zdjęcia i tekst: Bogusław Kot

Komentarze