Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie!
To już po raz piętnasty otrzymujecie list, który w jakimś małym stopniu ma zastąpić uśmiech do Was, uścisk dłoni, jakieś osobiście wypowiedziane ciepłe słowo. Krok
po kroku cieszyliśmy się, że wszelkie ograniczenia powoli znikają, przez trzy ostatnie
Sabaty mogliśmy się spotykać w kościele w ilości 20 osób i dopiero co, mówiliśmy,
że w następny tydzień będzie nas już ponad 50, a tu znowu smutna niespodzianka. Powrót do ograniczeń spowodowany nawrotem choroby, a więc i niebezpieczeństwa. Takie wieści zawsze budzą w nas smutek i niepewność. Jak będzie dalej? Jak długo? Co będzie z nami?
O tym, że ostatni czas jest czasem wypróbowania naszej wiary, pisaliśmy już kilka razy. Jak zatem teraz pocieszyć się wzajemnie? Właśnie ostatnio przyciągnął mnie Psalm 112. Wydawcy Pisma Świętego zatytułowali go „Nagroda pobożności i dobroczynności”. Zaczyna się pięknym i znanym zdaniem: „Błogosławiony mąż, który boi się Pana
i rozmiłował się w jego przykazaniach”. Dalsze strofy tej pieśni są piękne, jednak moją uwagę przyciągnął szczególnie werset 8, który kontynuuje opis owego szczęśliwego człowieka.
„Spokojne jest serce jego, nie boi się”.
Ciekawe, że w innych polskich przekładach serce jest „niewzruszone” (DBG), „stateczne” (BT), a w oryginale hebrajskim użyte słowo samuch oznacza „podtrzymywane”. Psalm mówi nam przecież o tajemnicy zaufania i odwagi, więc tekst ten brzmi „podtrzymywane jest serce jego”. Interesujące jest to, że oryginalne słowo
jest w formie czasownikowej (samach) i dosłownie oznacza „podtrzymywać”, „dźwigać”
i „polegać na”. Tylko czyjeś wsparcie, poleganie na kimś, przynosi taki spokój.
Jak dowiadujemy się z historii, żydowscy mędrcy w III wieku używali tego słowa dla opisania ordynacji rabinów. Wtedy oznaczało to dosłownie „oparcie”, albo „wkładanie rąk”. W takim sensie bycie ordynowanym oznaczało, że inni „położyli na mnie ręce”, że teraz mogli „na mnie polegać”. Tym sposobem oznaczało to obustronne wspieranie się.
Jednak w omawianym tekście Psalmu czasownik jest użyty w stronie biernej, tak więc tylko Pan Bóg jest tym, który udziela pomocy. To Wszechmogący „kładzie swoją rękę”
na swoim dziecku i poprzez taki „dotyk” podtrzymuje lub dźwiga nasze serce.
Wtedy czujemy się uniesieni, wzmocnieni, wsparci przez Pana w czasie trudnym,
w czasie kryzysu.
Piękne, prawda? Jestem wdzięczny za to memu Panu, wielbię Go za to, a Wam, Drodzy, życzę takiego wsparcia uniesienia, niewzruszenia, po prostu spokoju. Nazywamy to szczególnym błogosławieństwem, zatem doświadczajmy go jeszcze więcej i mocniej.
pastor Roman Chalupka
Komentarze