Cmentarz Springvale Botanic Cementary (został tak nazwany bo to jest naprawdę miejsce piękne! - pełne róż, eukaliptusów i różnego ptactwa), odwiedziłem 21 kwietnia po raz czwarty, w bardzo krótkim czasie. Było to pożegnanie siostry Haliny Mackojć. Ceremonie pożegnalne odbywały się w niedawno oddanym do użytku budynku o nazwie – Kaplica Refleksji.
Za każdym razem te refleksje były nieco inne ( bo to przecież byli inni ludzie), zabierały nas w podróż w różne strony świata: do Polski, na Syberię – a ostatnio powędrowaliśmy z Koszalina do wieżowca mieszkaniowego w Australii.
Halina długie lata mieszkała w wielopiętrowym bloku mieszkaniowym bardzo blisko centrum miasta. Tam nawiązała dużo kontaktów z sąsiadami różnych narodowości, mieszkających na tym samym piętrze i na innych też.
Była członkinią polskiego kościoła adwentystycznego w Oakleigh.
Ceremonia Haliny rozpoczęła się zupełnie normalnie tzn. przywitanie, śpiew, modlitwa, kilka słów pocieszenia pastorskiego dla rodziny... Natomiast część wspomnieniowa zaczęła się w zupełnie inny sposób. Jako pierwsza odczytała pożegnanie osoba z poza najbliższej rodziny – po prostu sąsiadka z bloku mieszkaniowego. I to pożegnanie skłoniło mnie do refleksji. A oto tekst pożegnania:
Kochana Halinko!
Kiedy ostatni raz odwiedziłyśmy Cię w Szpitalu, dziękowałaś wszystkim za wizyty, troskę i modlitwy, a my dziękujemy dziś Bogu, że pozwolił nam spotkać Halinkę, która była dla nas „ziemskim Aniołem”, niezwykle kochanym, serdecznym, troskliwym i pełnym Bożej mądrości.
Poznałam Cię prawie 22 lata temu w bardzo trudnym okresie mojego życia i zostałaś moją australijską rodziną, dla mnie i mojej córki i byłaś matczynym i babcinym skarbem.
Swoją dobrocią, umiłowaniem Boga i ludzi, troską i modlitwą pozyskałaś przyjaźń i miłość wielu ludzi. Wokół Ciebie i u Ciebie w skromnym mieszkanku gromadziła się sąsiedzka wspólnota. Pełniłaś w niej rolę przybranej dla mojej córki babci, rolę troskliwej mamy – często nazywałaś mnie i Marylkę córeczkami, rolę siostry dla Kasi i Haliny oraz rolę pomocnego przyjaciela dla anglo i rosyjsko języcznych sąsiadów.
Byłaś osobą bardzo skromną, kochaną i życzliwą. Zawsze mówiłaś, że bogactwa należy gromadzić nie na ziemi ale w niebie. Sama niewiele mając dzieliłaś się z innymi. Uwielbiałyśmy Twoje jabłkowe strudle, owocowe i ziołowe herbatki i zdrowe polskie jedzenie. Wokół poczęstunku były zawsze potrzebne jak pokarm dobre słowa, rozmowy na tematy biblijne i wspólne modlitwy. W sąsiedzkiej wspólnocie zawsze miałaś pomocną dłoń dla każdego w potrzebie. Zawsze można było liczyć na Twoje dobre rady i moralne wsparcie.
Byłaś osobą bardzo zapatrzoną w Boga, żyłaś w zgodzie z Panem i miałaś pasję ewangelicznego siewcy, zawsze gotowa odnaleźć zagubioną lub błądzącą „owieczkę”. Pamiętam jak opowiadałaś mi o lekarce w Alfred Hospital, która zapytała „Co robisz, że tak dobrze wyglądasz?” Bez zastanowienia powiedziałaś „wierzę i kocham Boga”. Zdziwiona, i z pewnym zainteresowaniem przyjęła broszurkę, którą jej wręczyłaś.
Biblia towarzyszyła Ci do końca Twoich dni. Pomagała dzielnie znosić ból i niedogodności związane z chorobą. Pomagała też w ostatnim, ziemskim etapie Twojego życia. Ze spokojem i pokorą całkowicie zdałaś się na wolę Bożą i byłaś gotowa odejść do Pana. Potakiwałaś głową, kiedy czytałam te słowa ze „Znaków Czasu” w sobotę na trzy dni przed śmiercią: ‘ Istnienie ludzkiego cierpienia nieustannie przypomina nam, że ten świat nie jest naszym domem. Nasza prawdziwa ojczyzna jest w niebie’ (Bezsenność Boga – Dwight Nelson, Znaki Czasu 16/2/16)
Kochana Halinko, dzisiaj żegnamy się z Tobą ze smutkiem i w poczuciu ogromnej straty. Łączymy się w żalu z Twoją córką Jolą, dla której Twoje odejście jest bardzo bolesne, jej mężem Piotrem, synem Tadeuszem z rodziną, rodziną Marka i całą Twoją rodziną w tych trudnych dla nas wszystkich chwilach.
Żegna Cię Twoja adoptowana rodzina i sąsiedzka rodzina: Grażynka z córką Angeliką, Marylka, Kasia, Halina, adwentystyczna rodzina, Ela z Krakowa, bliżsi i dalsi znajomi oraz australijska przyroda, z którą lubiłaś obcować i w której zawsze dostrzegałaś piękno Bożego dzieła.
Kiedyś słyszałem taką nieco zabawną, ale jakże prawdziwą historyjkę. Pewna nauczycielka postawiła w klasie pytanie. Dzieci, jak myślicie, dlaczego moi sąsiedzi nazywają mnie chrześcijanką? Zapanowała cisza więc nauczycielka pytanie ponowiła. No proszę, odpowiedzcie, dlaczego sąsiedzi uważają, że jestem chrześcijanką? Znowu cisza. Po jakimś czasie jedno z dzieci z nieśmiałością podniosło rękę i cicho powiedziało: - Proszę pani, może dlatego, że pani nie znają? ...
Gdyby postawić nie jednemu dorosłemu pytanie: chrześcijanin, to kto? – zapanowała by chwila ciszy...
Chrześcijanin z pewnością to ktoś, kto chodzi do dobrego – prawdziwego kościoła; kto wierzy w Boga; dużo się modli; prowadzi porządne życie; czyta codziennie Biblię; mówi o Jezusie; urodził się w chrześcijańskiej rodzinie i został ochrzczony; to ten co dużo misjonuje... i tak mogli byśmy ułożyć całą wyliczankę.
Halina posiadała wszystkie te cechy, ale co najważniejsze jak sama opowiadała - przeżyła spotkanie z Chrystusem osobiście, On stał się drogą jej życia („... Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca jak tylko przeze Mnie” Ew. Jana 14, 6 ), a droga życia w Chrystusie – to droga miłości. Prawdziwa miłość pragnie dla drugiego tego, co najlepsze. W sercu miała pokój Chrystusowy („A pokój Boży, który przewyższa wszelkie poznanie, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie” Do Filipian 4, 7).
Bycie chrześcijaninem – wcale nie jest takie trudne!!! Wystarczy tylko – spotkać się z Chrystusem!
Komentarze