W Kościele | Wydane 2015/11/09

Polish Dandy szopenowsko

Pisze Lidia Gmurkowska

Wiem wiem, jest już o tym pięknym recitalu Konrada Olszewskiego na tej stronie internetowej, jeszcze nie przeczytałam, żeby się nie dać zasugerować treścią, ale znam tytuł i jak znam Autora – na pewno jest polsko-patriotycznie!!! Moje będzie krótkie i powiedzmy, troszkę osobiste.

Słuchało się tego Monsieur Chopin w interpretacji Konrada z rozrzewnieniem. Przebiegam myślami swoje emigracyjne lata w Melbourne – 30 parę – i tak na dobrą sprawę, był to mój pierwszy całkowicie chopinowski recital tutaj, a z hallem koncertowym bywałam raczej zaprzyjaźniona. Nie mogło być inaczej – odżyły wspomnienia. No więc, i bieganie zaledwie przez foksalowskie podwórko do PWSM-u, wieczory w Zameczku Ostrogskich po sąsiedzku, patriotyczne wizyty /ze znajomymi obcokrajowcami!/ w Żelazowej Woli, lubelska ale jeszcze bardziej warszawska Filharmonia, oblężona podczas konkursów chopinowskich tak dalece, że raz udało mi się wejść na kwit z pralni, jako że o bilecie nie można było marzyć, a tłok przerastał bileterów; Stara Pomarańczarnia w Łazienkach przy świecach, no  i oczywiście te maniakalne wyprawy do Łazienek pod pomnik w letnie długie niedziele dwa czy trzy razy  jednego dnia, bo i w południe, i po południu i koniecznie o zmierzchu przy kandelabrach!  Szalone, absolutnie pięknie szalone czasy. Czasy kiedy wyjeżdżającym z Polski do Australii znajomym koniecznie trzeba było podarować w upominku longplay’a z muzyką Chopina. I zabrać taki patriotyczny upominek ze sobą na wyjazd zagraniczny do znajomych. Czy młodzi ludzie dzisiaj  wiedzą co to jest longplay?!     

Poznałam  Wykonawcę tego recitalu już ponad pięć lat temu, przy okazji  tamtego pięknie pomyślanego i wykonanego  upominku muzycznego dla nas wszystkich – z okazji 200-lecia urodzin kompozytora. Słyszałam Go już ładnych parę razy i parę razy o Nim pisałam. Siedziałam w pracy z uchem przy małym radyjku, kiedy mi tego w zasadzie robić nie było wolno, bo ‘załatwiałam’ równocześnie – z uśmiechem, a jakże – niezwykle  ofiarnych dawców krwi  w naszym angielskim kościele w Wantirna – ale nie miałam wpływu na to, że właśnie wczesnym popołudniem leciała transmisja z SIPCA /Sydney International Piano Competition Award/, a  Konrad właśnie wtedy prezentował swój program. Prawda o tzw. competitions to oddzielna historia, ale sam fakt, że Konrad uczestniczył w tej szalenie prestiżowej imprezie, jest bardzo wymowny.  No i teraz  w Dandenongu zaprezentował tak ambitny repertuar – Barcarollę, mazurki, walce,  urokliwe scherzo, jedną z sonat w całości, dwie ballady – że nie mogło być lepiej i piękniej. Jakoś mnie przez czysty przypadek przyszło Mu podziękować za tę muzyczną wędrówkę  poprzez melancholię i liryzm, tę niepowtarzalnie romantyczną linię melodyczną muzyki Chopina, bo i prawdziwą burzę uczuć, i dramat, i wręcz tragizm. A na bis, którego  siedząc w pierwszym rzędzie domagałam się dosyć zdecydowanie, nie powiem, zagrał nam Konrad tę piękną etiudkę E-dur, o której wieść niesie, że ze wszystkich kompozycji swojego o wiele za krótkiego życia – ją właśnie lubił najbardziej. 

W przerwie recitalu zagadnęłam trzech młodych ludzi, którzy tuż przed koncertem przesiedli się z nawy po prawej na sam środek i siedzieli w pierwszej ławie kościelnej dokładnie  przede mną. Konrad posłał im mały życzliwy i  porozumiewawczy  uśmiech kiedy sam zasiadł do fortepianu. W ubraniu na luzie, grzeczni,  słuchali z uwagą, jeden, którego mogłam obserwować najlepiej, z przymkniętymi oczami, w zamyśleniu. Pomyślałam: koledzy-muzycy, znają to wszystko co gra i może go nawet chcą po koleżeńsku ‘przyłapać’ na jakim podknięciu /proszę nie zapominać, że jestem dzieckiem, wyrodnym wprawdzie, ale jednak - podejrzliwego komunizmu!/. Tak, okazali się przyjaciółmi  Konrada. I niespodzianką dla Konrada.  Ale sami nie muzycy! Dziś wiem,  przynajmniej o jednym z nich, że jest architektem. Co za piękny gest przyjść na koncert kolegi ze zrozumieniem  jego muzycznej duszy... Jeszcze jedno oczywiste przypomnienie jak uniwersalnym językiem jest muzyka.

Panie Boże, jesteś Wielki, Dobry i Piękny i musisz być Prawdziwym Artystą, jeśli dzielisz się z ludźmi swoim Talentem i Pięknem Muzyki. Tej skomponowanej i tej odtwarzanej ze znawstwem, uczuciem i  precyzją. Dziękujemy Ci za to, nasz Dobry Boże. I za tę wytrwałość, którą dałeś Konradowi, że również dzięki godzinom wytrwałej pracy urzeka teraz pięknem muzyki tych, co Go słuchają.

Właśnie, jeśli o słuchaniu Konrada mowa. Druga szansa dla tych, co Go w tym recitalu chopinowskim już słyszeli i chętnie chcieliby usłyszeć jeszcze raz, a także dla tych, co Go nie słyszeli i żałują, że nie!!! Konrad  powtórzy swój pięknie ambitny program w moim kościele East Prahran Memorial Seventh-Day Adventist Church, 21 listopada tegoż roku o godz. 2.30 po poludniu, 8 Wynnstay Road, Prahran 3181. Może nie być tak urokliwie nastrojowo, bo to i popołudniówka, i fortepianu nie da się ustawić tak pięknie centralnie, ale muzyka pozostaje ta sama i urzeka pięknem. Sam budynek kościelny jest bardzo ‘kościelny’, więc w pewnym sensie nastrój zapewnia. Bardzo potrzebuję ten kościół ‘zapełnić’  – jest nas niewiele – więc zapraszam najgoręcej jak umiem. Jeszcze podzwonię i poprzypominam. Podejmiemy lekkim lunchem w stylu hay-stack wszystkich, którzy zechcą do nas zawitać już na Szkołę Sobotnią i Church Service. Bardzo bardzo ciepło zapraszam. Od zaprzyjaźnionego  Pastora Romana Chalupki pożyczam sobie notatki, które sobie porobił do koncertowej narracji, młodym ludziom i nie tylko bardzo dziękuję  za pomoc z plakatem i programem, z Konradem widzę się jutro w East Prahran w celu zaprezentowania instrumentu – i do zobaczenia wkrótce z wieloma czytelnikami tej strony internetowej w ‘moim’ kościele!!! 

 

Komentarze