Photo credit: GFDL / Poeticbent
Przed 72 laty, w obozie koncentracyjnym Gross-Rosen, znajdującym się na terenie Dolnego Śląska, został zamordowany adwentysta, Karl Georg Harress. Jest on jedną z wielu anonimowych i zapomnianych ofiar zagłady, nieznanych także wśród wyznawców adwentyzmu. Jego postać przypomniał ostatnio badacz wojennego okresu Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego w Niemczech, dziekan wydziału teologicznego uczelni we Friedensau, dr Johannes Harttlapp. Karl Harress, urodzony w roku 1887, przyjął chrzest w Jeleniej Górze (d. Hirschberg) w roku 1912. Przez następne dwa lata pobierał nauki z zakresu teologii we Friedensau a następnie rozpoczął pracę ewangelizacyjną jako kolporter. Grozę I wojny światowej przetrwał jako sanitariusz, aby następnie, już jako pastor pracować w wielu miastach ówczesnych Niemiec, aż do czasu dojścia hitlerowców do władzy. Mimo tego, że miał ugodowy i powściągliwy charakter, nie chciał stosować hitlerowskiego pozdrowienia. Zamiast tego witał się zwyczajowym „Dzień Dobry” lub „Szczęść Boże”, nawet wobec nazistowskich urzędników i wojskowych. Prawdopodobnie, tego typu postawa spowodowała, że złożono na niego donos do Gestapo. W grudniu 1941 r. został wezwany na przesłuchanie. Wśród gestapowców, byli też tacy, którzy chodzili na jego wykłady i znali ich treść. Oficjalnie, postawiono mu zarzut, wygłaszania antyrządowych poglądów, co było mało prawdopodobne dla tych, którzy znali Karla Hareesa.
Dopytywano go więc o jego poglądy dotyczące losu żydów. Jego odpowiedzią były słowa zapisane w 5 Księdze Mojżeszowej 28, o błogosławieństwach i przekleństwach danych izraelitom do wyboru. Harress odważnie wskazywał jednak także na tekst z Księgi Zachariasza 2,12. Przesłuchujący szczegółowo pytali go również o zagadnienia dotyczące „końca świata”. Zastanawiającym jest fakt, że nie było żadnych pytań o poglądy polityczne. Po wielogodzinnym przesłuchaniu zwolniono Harressa do domu. Jednak następnego dnia niespodziewanie dokonano aresztowania. Jego żona przez ponad tydzień nie mogła niczego dowiedzieć się o jego losie. Po raz pierwszy dano małżonkom możliwość spotkania się dopiero po miesiącu od osadzenia w miejscowym więzieniu. Pastor Harress był bardzo wycieńczony ciężką pracą, do której go zmuszono. W końcu zapadł wyrok: zesłanie do obozu. W lutym 1942 r. przywieziono go do Sachsenhausen, gdzie wytatuowano mu numer więzienny 1899. W obozie spotkał innego adwentystę z niedalekiego zboru w miejscowości Hude. Po miesiącu przewieziono go do Gross-Rosen, który był filią obozu w Sachsenhausen. Z rodziną mógł kontaktować się listownie jedynie 2 razy w miesiącu. W większości były to jednak oficjalne, wcześniej wydrukowane pocztówki, bez informacji osobistych. Odmówiono żonie spotkania z osadzonym. W połowie roku niespodziewanie dotarła wieść o śmierci Karla Harressa. Oficjalnie, jako powód podano zakażenie, spowodowane skaleczeniem prawej ręki, czym usprawiedliwiano brak korespondencji z jego strony. Początkowo, zrozpaczona Frieda Harress dała wiarę informacji o okolicznościach zgonu męża. Jednak kiedy otrzymała zwrot rzeczy osobistych Karla Harressa zrozumiała, że ukryto przed nią prawdę. Zwrócono jej bowiem również listy i paczki, które wysyłała do męża. Żadna przesyłka nie została nigdy otwarta. Oznaczało to, że nigdy nie dotarły one do jej męża. Prawda o śmierci tego adwentystycznego pastora pozostaje niewyjaśniona.
Dzieje Karla Harressa przetrwały w pamięci jedynie dzięki staraniom pastora Ralpha Eigenbrodta ze zboru w Oldenburgu. W roku 2012 wmurowano tablicę pamiątkową w lokalnym kościele, chcąc zachęcić tym samy inne zbory, aby zainteresowały się zapomnianą historią swoich członków w trudnym okresie wojennym. Nie zawsze jest to historia chwalebna, jednak jej poznanie może przynieść wiele pożytku.
W każdy poniedziałek pojawi się nowy artykuł!
źródło: ADP.
Komentarze