Felietony | Wydane 2013/09/26

Recital świetnego improwizatora Konrada Doreckiego

Pisze Lidia Gmurkowska

To co napiszę o Nim też będzie improwizacją, nawet wielką, szkoda tylko, że nie na miarę artysty.  Przyznaję z mety, żeby nie było rozczarowań – talent improwizatorski  Konrada Doreckiego absoulutnie mnie przerasta. Myślę, że głównie z tego powodu, iż jako kompozytor-improwizator jest po prostu nieprzewidywalny.

Już ja jednak do Konradów w życiu mam szczęście. Jako mała dziewczynka zauroczona byłam jednym z kolegów mojej starszej siostry, przystojnym Konradem Muszyńskim, później  niezłym chirurgiem. O Konradzie Wallenrodzie /m.in./ pisałam na maturze. Do sali im. prof. Konrada Drzewieckiego w budynku warszawskiego PWSM-u  biegałam przez foksalowskie podwórze na małe koncerty uczelniane. Już w Australii mam ogromny dług wdzięczności dla Konrada R., inżyniera z Warszawy, bo jest żonaty z kobietą, która mi – bez żadnych moich zasług – zabezpieczyła najsensowniejszą pracę z tych wszystkich, jakie tu wykonywałam. Nie wiem jak to się stało, że przyszło mi pisać 2-3 razy o Konradzie Olszewskim /podobno wrócił z Europy i gotowy jest znowu koncertowo zasiąść do fortepianu/, a teraz ‘nowy’Konrad-pianista, i to jaki! Jest jeszcze taka niepowtarzalna Wioletta w serialu ‘Brzydula’, która ma genialny talent do używania dużych wyrażeń dokładnie tak jak nie powinna  i  np. zamiast ’vice versa’  mówi rozbrajająco  ’vis a vis’. Ta miała kiedyś niezapomniane wejście ‘mickiewiczowskie’ , określając  stan swego ducha na miarę  ‘Konrada-Dziada’... Prawda, że dużo tych Konradów?  

Moja znajomość z najnowszym Konradem, Konradem Doreckim, zaczęła się od tego, że odnalazł mnie telefonem na spacerze Jego Tata. Dobrze, że przypomniał mi o koncercie, który miał się odbyć nazajutrz, bo tak naprawdę nie zamierzałam na nim być. Grzałam też na koncert prosto z country Victoria i dobrze, że zdążyłam na 5-tą. Just. Nie byłam na takim koncercie nigdy w życiu, niczego takiego na żywo nigdy nie słyszałam. 

Dane techniczne: Recital improwizatorski Konrada Doreckiego-kompozytora i pianisty odbył się w niedzielę 15 września 2013, w ponownie gościnnych progach Polskiego Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego w Dandenongu, a zorganizowany był przez Towarzystwo im. Fryderyka Chopina w Wiktorii, reprezentowanego przez samą  Panią Prezes , którą ja osobiście miałam przyjemność widzieć i słyszeć  po raz pierwszy,  a także Koło Literackie, ze znanymi nam już postaciami eleganckiej Pani Barbary, Pana Andrzeja Doreckiego –ojca pianisty i pełnej  prawdziwego ciepła Pani Blanki.

W świat muzyki, którą mieliśmy usłyszeć, wprowadzili nas oraz sylwetkę artysty zaprezentowali wstępnie prawie wszyscy wyżej wymienieni, jak również gospodarz całego spotkania – pastor Roman Chalupka, skąd inąd sam muzycznie pianistyczny. Czuję się zażenowana, bo nie chcę powtarzać tego, co zapowiadały zaproszenia-programy na internecie, wszystko to Państwo mogli  i mogą przeczytać, ale przyznaję, że zaintrygowały mnie spostrzeżenia, iż mamy zapomnieć o nutach, którymi artysta miał wygrywać utwór danego kompozytora czy kompozytorów. Zabrzmiało to i było powtarzane dosyć kategorycznie:  Żadnych nut, żadnego odtwarzania i żadnego powielania.  Wszystko  co mieliśmy zobaczyć i usłyszeć  miało być momentem chwili. Miało powstawać w chwili, kiedy Artysta zasiądzie do fortepianu,  i zabrzmieć tak, jak poniesie Go Jego twórcza wyobraźnia uzbrojona w niemałej klasy technikę pianistyczną.

 I,  doprawdy, tak powstawało, i tak rozbrzmiewało. I tak fascynowało słuchaczy.

Konrad Dorecki jest wysokim młodym czlowiekiem /oceniłam Go na 25 lat, poprawił mnie z uśmiechem na 26/, o szalenie miłej i ciepłej osobowości, na pierwszy rzut oka może z daleka wyglądać na lekko zakłopotanego czy bezradnego.  Z daleka i tylko na moment  – bo z chwilą kiedy podchodzi do mikrofonu, żeby zapowiedzieć co będzie grał, już ‘radzi sobie’ bardzo dobrze, a jak już siada do instrumentu – jest tak, jakby  Go kto  uskrzydlił.  Konrad sam poprowadził – ładnie i  dwujęzycznie – swój recital,  Jego zapowiedzi  kolejnych utworów nie były, bynajmniej,  przerysowane, za to  dawały dowód niemałej  wiedzy muzycznej –  i  teorii,  i  historii muzyki. Nie mogło być inaczej – Młody Człowiek rozbrajająco wyznaje, że muzyka jest Jego pasją, a mogliście Państwo o Nim przeczytać, że ta pasja dopadła Go już w dzieciństwie.

Nie poradzę przypomnieć całości programu, który nie miał nawet szans być wydrukowany, jak nie ma  po prostu szans rzucić na papier z pięciolinią  Jego kompozycji – każdy ze słuchaczy  pewnie sobie zadawał to samo pytanie:  Niby jak to wszystko spisać? Elekronicznie? Czy to w ogóle możliwe? Nie mam pojęcia.  Przypomnę zatem to, co zapamiętałam  nie uzbrojona w żadne notatki, a jedynie sięgając do własnej pamięci, która, niestety, już nie ta.

Oczywiście, zapowiedzi Konrada ogromnie mi pomagały. Bo kiedy słyszałam, że będzie grał koncert fortepianowy, w którym fortepian będzie również odtwarzał orkiestrę – nadstawiałam uszu, żeby wysłyszeć uszami wyobraźni  również  inne instrumenty obok fortepianu. A co, jak szaleć  to szaleć! A kiedy miał grać koncert fortepianowy z przełomu  Klasycyzmu i  wczesnego  Romantyzmu – to też biegłam do swojej prywatnej wiedzy na ich temat i identyfikowałam  elementy już to układności, już to buntu w nastroju, w brzmieniu dźwięków, w tempie. Forma zachowana dokładnie: trzy ‘przepisowe’ części  /podciągnęliśmy się jako słuchacze, już nie biliśmy braw pomiędzy częściami, Konrad pomagał, bo ‘przystawał’  na mniej niż chwilę/, ta środkowa nastrojowo-wolno- melancholijna i ostatnia jak przystało na prawdziwe finale, z wyraźnym akcentem triumfalnego zakończenia.   

Etiuda koncertowa. Ta była imponująco popisowa.  Popuściłam wodze wyobraźni  i widziałam już to Rachmaninowa, już  to samego Liszta. Przecież mówię – jak szaleć to szaleć! Ballada - chyba też była w pierwszej części, ale mogę się mylić. Romantyczna ballada, taka opisowa czy narracyjna w samym założeniu, zawsze mi się kojarzy – nie mam na to racjonalnego wytłumaczenia – z jakaś nimfą, zjawą i zawsze swoją tajemniczością  i w jakimś sensie mglistością - intryguje. Bardzo ładnie ją Konrad zapowiedział  i  prześlicznie zachował  swój własny styl w tym romantycznie opisowym nastroju.    Nie pamiętam czy to wszystko, co  było do przerwy;  nastroje części drugiej były  nieco odmienne, tzn. może łatwiej wpadały w ucho popularne formy muzyczne.

 Tak więc - roztańczyliśmy się walcem, polonezem, nadto prawdziwie argentyńskim tangiem. Bezbłędnie rozpoznaliśmy mazurka, posłuchaliśmy blues’a, czego jeszcze? Tak, mojego ulubionego ragtime’u! Raz już w tym kościele grał ‘Russian Ragtime’  Eleny Kats-Chernin Sam Schegel, grał oczywiście bardzo pięknie i to co wiernie odczytał w nutach.  Konrad Dorecki stworzył swój  ragtime, z tym  swoim charakterystycznie poszarpanym rytmem, jakby na zawołanie. Bardzo mi się to podobało i pierwsza zaczęłam bić brawo. 

 Wprawki Hanona były niesamowite.  Konrad po prostu się bawił kilkoma prostymi dźwiękami, których oryginalnym przeznaczeniem  było,   jak sam zapowiedział,  nauczyć palców  techniki.  Zapowiedział je zresztą dosyć kokieteryjnie - ‘zobaczymy co mi z tego wyjdzie’/=dokąd mnie to zaprowadzi/.  Było w nich wszystko,  jakie tylko tempa, prawie wszystkie jazzowe, nastroje i  jaka tylko głośność, a w pewnym momencie nawet nastrojowy mazurek. Zakończył je , na moje wyczucie, tak nieoczekiwanie prosto, że przyszedł mi do głowy minimalista Eric Satie. Z tymi wprawkami  Hanona zrobiłam eksperyment. Słuchałam ich ze dwa razy jako Hanon Rapsody z DVD nagranej na żywo w Melbourne Recital Centre /6 sierpnia 2010/ - podsłuchałam podobny moment mazurkowy, zakończenie zupełnie inne. Wniosek: Młody Człowiek rzeczywiście improwizuje! Żartuję – oczywiście autentycznie improwizuje!

Końcowym numerem wygrał sobie Konrad  absolutnie  wszystkich słuchaczy – wariacje na temat Waltzing Mathilda, australijsko-patriotycznej!!! Były duże brawa, zerwała się  standing ovation, były piękne kwiaty z miłymi słowami uznania i podziękowań od Miłej Pani w imieniu nas wszystkich  i było oczywiście coś na bis, proszę mi wybaczyć, nie mogę sobie przypomnieć co to było. Kwiaty Młody  Człowiek wręczył miłym gestem dumnej Mamie, a dumnej Mamie bardzo z nimi było do twarzy!

Wsparliśmy  nieco Młodego Człowieka finansowo, coś koło tysiąca dolarów, prawdziwie zasłużonych, za co Młody Człowiek bardzo ciepło dziękował.

 Konrad jest niezaprzeczalnie za pan brat z ogromnie rozległą literaturą muzyczną wszystkich okresów w sztuce, zapewne nagrał się tego z nut niemało. Siedzą mu w uchu cechy charakterystyczne i Klasycyzmu, i  Romantyzmu , i Impresjonizmu także. Talent pozwala Mu wydobyć  dźwięki chorału, polifonii, czasem zabrzmieć na wzór liryki, ale i rubato Chopina, czy melancholii nokturnów John’a Field’a. Czasem można u Niego wysłuchać kontrasty piano i forte Beethovena, błyskotliwość Liszta, czasem czuje się silną i ogromną rękę Rachmaninowa. Jazz, różne jego formy,  też mu się jakoś  mieści w jednym  paluszku.  Ma się wrażenie, że wszystko to w Nim siedzi jako coś  naturalnego. Niewątpliwie talent. Niewątpliwie Pan Bóg obdarzył Go niezwykłym talentem. 

  • Jeszcze kilka prawie stereotypowych spostrzeżeń – prosiłam kilku znajomych o ich wrażenia i parę ‘przymiotników’.  Fascynujący. Łatwy w słuchaniu.  Fenomenalny. Niezaprzeczalnie talent.  Razem we trzy  poszłyśmy zapytać Konrada jak to jest – czy jakaś melodia czy linia tematyczna chodzi Mu po głowie i na bazie tej linii buduje improwizacje – nie mógł odpowiedzieć, że tak;  tak dalece spontaniczne są  Jego pomysły kompozytorskie i tak spontanicznie zamienia je w dźwięki na klawiaturze – zwyczajnie nie sposób próbować  je spisywać. Przyszło mi na myśl, że nawet Percy Grainger, skąd inąd dużej klasy improwizator, spisywał swoje improwizacje, przynajmniej niektóre. 
  • I  to drugie, czym myślę, że zaskoczę czytelników tej strony internetowej, którzy Konrada słuchali w koncercie na żywo: Jego szeroko uśmiechnięta od ucha do ucha twarz, kiedy mi opowiada: Czy pani wie, że ja jutro wstaję o czwartej... bo ja też muszę coś jeść  i ... – ja dodaję: i gdzieś mieszkać... -  i mam bills to pay... Śmiejemy się oboje, bo wiadomo, że  przedziwne są losy artysty i nie pozwalam Konradowi dokończyć.  Żeby przytoczyć Jego własne słowa – pracuje jako cab driver...
  • Wcale mi teraz nie do śmiechu jak to wspominam. Studiował commerce. Od dziecka siedzi całym sobą w muzyce.  Niezwykle utalentowny. Może za bardzo, żeby się zmieścić w zawodzie nauczyciela  muzyki  i mieć swoją własną szkołę muzyczną? Na to, że pracuje jako cab driver i po koncercie niedzielnym wstawał do pracy o czwartej rano – nóż się w kieszeni otwiera. Tak się teraz mówi w kraju o czymś tak wołającym o przysłowiową pomstę do przysłowiowego nieba.
  • A zatem słowo do Ciebie, Konrad, bo jak inaczej do Ciebie dotrzeć: Wpadliśmy z kilkoma znajomymi na pomysł, żeby Ci podpowiedzieć, że Cię bardzo chętnie zobaczymy w naszym kościele w soboty i  z zachwytem posłuchamy jak koło jedenastej w południe siądziesz do fortepianu i  swoją improwizacją na którykolwiek z hymnów, które i Ty, i my bardzo dobrze znamy, przygotujesz prawdziwie uroczysty nastrój do kazania Słowa Bożego. Tych hymnów, które i Ty znasz, śpiewamy dużo. Choćby ‘Pod Twą obronę’, ‘Kiedy ranne wstają zorze’, O głowo poraniona’, ‘Jak szuka jeleń’ , ‘Pojdźmy przed święty Pana tron’ – te co mi teraz przyszły na myśl i za którymi stoją duże nazwiska znanych kompozytorów. Co Ty na to? Bylibyśmy zaszczyceni.
  • A na koniec jeszcze ja sama. Takie nazwisko jak  Wenezuelka Gabriela Montero, w dużej mierze wylansowana  przez słynną Marthę Argerich i takie coś jak Martha Argerich Lugano Summer Camp czy Project też rings the bell, prawda? Nie uwierzysz. Jeśli nie słuchałeś tego dzisiaj - włącz sobie ABC Classical Music Radio Station FM 105.9 i posłuchaj transmisji z jakiegoś czerwcowego  Rural Festival /nie wysłuchałam gdzie/: Gabriela Montero w drugiej części  swojego recitalu/w pierwszej grała klasykę/ prosiła publiczność o poddanie jej jakichś znanych tematów z Wagnera czy Verdiego /200-lecie urodzin obu panów!/, po to, żeby  mogła zagrać na ich temat swoje improwizacje. To było niesamowite  jak improwizowała znane fragmenty z Nabuko, Lohengrina, Die Walkure, Tannhasera  czy Bridal March, a w pewnym momencie także malowała  dźwiękiem na życzenie słuchacza  fale oceanu. Przeczytałam o niej, że sama Martha Argerich, świadoma jej talentu, zachęciła ją, żeby w koncertach łączyła klasykę – jak dzisiaj, Brahmsa i Schumanna – z własnymi improwizacjami na tematy, które jej podpowiada publiczność. Robi to genialnie, ten program w  radiu zaczął się chyba koło 1.30 i można go będzie jeszcze posłuchać pewnie jak zawsze przez dwa tygodnie, zresztą ona  na pewno jest na You Tube. Jak by to było pięknie gdybyśmy ktoregoś dnia mogli tak posłuchać Ciebie!  Jak by to było pięknie!!! 

 

Komentarze