Ciekawostki | Wydane 2010/05/14

Katyń - 70 Rocznica

Pr Eugeniusz J. Majchrowski (Adelajda) – duszpasterz, społecznik, działacz polinijny, historyk. Istni

Pr Eugeniusz J. Majchrowski (Adelajda) – duszpasterz, społecznik, działacz polinijny, historyk.

 

Istniejący od lat osiemdziesiątych Społeczny Fundusz Kulturalny w Adelajdzie, w roku 1990 przekształcił się w Polskie Towarzystwo Kulturalne i pr Majchrowski był nadal  jego członkiem; na spotkaniach tego towarzystwa pr Majchrowski był proszony o wygłaszanie od czasu do czasu referatów na temat najnowszej historii Polski. Pierwszy z tych referatów był wygłoszony w sierpniu 1990 r. z okazji 70 rocznicy zwycięskiej bitwy warszawskiej z 1920 r. a tytuł brzmiał: „Wojna polsko bolszewicka”.

Potem  w Migrant Resources Centre, Adelaide (bo tam odbywały się spotkania) pr Majchrowski wygłosił siedem następnych referatów:

  1. Sprawa polska w I Wojnie Światowej i walka o kształt terytorialny Państwa Polskiego.
  2. Od Rapallo do paktu Ribentrop-Mołotow.
  3. Agresja sowiecka na Polskę 17 września 1939 r.
  4. Sprawa Polska w II Wojnie Światowej.
  5. Kresy Wschodnie w latach 1939-1944.
  6. Stalin a sprawa Polska.
  7. Katy po 70 latach. Wygłoszony 11 kwietnia 2010 r. w Centralnym Domu Polskim.

 

KATYŃ – 70 ROCZNICA

 

Sama nazwa Katyń sugerowałaby, że to o czym będziemy mówili dotyczy tylko tej jednej miejscowości. Tymczasem Katyń jest tylko symbolem tragedii narodu polskiego w drugiej wojnie światowej i dotyczy rozstrzelania przez NKWD ponad 22 tysięcy polskich oficerów, włączając w to tysiące: żołnierzy i oficerów KOP, policjantów, ziemian, intelektualistów, duchownych i innych osób uznanych za szczególnie niebezpieczne dla władzy radzieckiej.

Na ogół uważa się, że po siedemdziesięciu latach, które minęły od zbrodni katyńskiej, wyszły stopniowo na jaw wszystkie jej okoliczności. Jednakże pozostaje pytanie dlaczego została popełniona i jakie czynniki przyczyniły się do tego.

Jest ich kilka. Należy stwierdzić, że po rewolucji bolszewickiej w ZSRR rozpoczęto tzw. proces budowy socjalizmu. Na tym procesie w decydujący sposób zaciążyła indywidualność Józefa Stalina, który dążył do zdobycia dyktatury. Po śmierci Lenina Stalin rozpoczął wielką grę o zdobycie niczym nie kontrolowanej władzy. Wyeliminował wszystkich największych działaczy bolszewickich. Zaczął eliminować wszystkich wrogów klasowych w myśl zasady; cel uświęca środki. Nastąpiła kolektywizacja, a przy tym eliminacja tych, którzy się temu sprzeciwiali. Sztuczny – wielki głód na Ukrainie (zmarło od 5 do 7 ml. ludzi). Potem przyszły obozy pracy – łagry. Miliony ludzi aresztowano i zsyłano do łagrów jako tanią siłę roboczą. Np. Przy budowie Kanału Białomorskiego pracowało 300 tys. a niewielu przeżyło.

Organizowano procesy pokazowe, a następnie robiono czystki, które Stalin wykorzystał do eliminacji rzeczywistych i urojonych wrogów swych koncepcji politycznych oraz do stałego zasilania łagrów w niewolnicza siłę roboczą. Służyli mu Jagoda, później Jeżow i ostatnim był Beria.

Ze wszystkich czystek najbardziej tragiczne i długofalowe w skutkach okazały się dla ZSRR represje wobec kadry wojskowej w 1937 roku. W ich wyniku, wśród wielu tysięcy, znalazło się m.in. 3 marszałków (pozostało 2), 13 dowódców armii (poz.6), 110 dowódców dywizji (poz.25). Łącznie rozstrzelano 20 tys. oficerów. Za to odpowiedzialny był Jeżow (jeżowszczyzna). Wśród straconych znalazł się marszałek: Michaił Tuchaczewski oraz Aleksander Jegorow.

Te dwa ostatnie nazwiska w jakimś stopniu łączą się ze sprawą polską oraz pośrednio katyńską. W lutym 1918 roku Rosja została pokonana przez Niemcy. Z Niemcami (oraz Austro-Węgrami, Bułgarią i Turcją) zmuszona była zawrzeć w marcu traktat pokojowy w Brześciu, na mocy którego zrzekła się Finlandii,Estonii, Łotwy, Litwy Polski i Ukrainy... Jesienią 1919 roku Niemcy przegrały wojnę na Zachodzie. Polska znalazła sie przed szansą odzyskania niepodległości, którą wykorzystała.

Wojska niemieckie, pokonane na Zachodzie, jeszcze długo w roku 1919 trwały na swoich pozycjach na froncie wschodnim. Ustępowały powoli, zarówno na skutek rozkazów zachodnich aliantów, jak i tajnych pertraktacji niemiecko-rosyjskich, a później polsko-niemieckich. W ślad za wycofującymi się Niemcami posuwały się na zachód oddziały bolszewickie, którym na terenach dawnej Rzeczypospolitej wychodziło naprzeciw wojsko polskie. Już w lutym 1919 roku na Polesiu w okolicach Berezy Kartuskiej doszło między nimi do pierwszych starć.

W tym czasie bolszewicy walczyli jeszcze z „białymi” – wojskami Denikina. „Biali” niezbyt chętnie opowiadali się za niepodległością Polski. W konsekwencji Piłsudski postanowił nie udzielać pomocy „białym” generałom. Bolszewicy teoretycznie opowiadali się za prawem narodów do samostanowienia, co mogło oznaczać bezwarunkowe uznanie niepodległości Polski w ”granicach etnograficznych”. Niemniej gdy oddziały bolszewickie usiłowały przywrócić rosyjskie panowanie w Estonii, na Łotwie, Litwie, Białorusi i Ukrainie, zbliżając się do linii Niemna i Bugu, zbrojne stracie o kształt polskiej granicy wschodniej stało się nieuniknione.

Bolszewikom nie tyle chodziło o odtworzenie terytorialne państwa carów ile o osiągnięcie wspólnej granicy z Niemcami. Porażka państw centralnych wywołała rewolucyjny ferment prawie w całych Niemczech (upadek cesarstwa – Wilhema), a także na Węgrzech. W niektórych miastach wybuchły bunty. W marcu budapesztańscy komuniści proklamowali Węgierską Republikę Rad (przetrwała do sierpnia). Na przeszkodzie chętnym „nieść płomień rewolucji” na zachód i wesprzeć tamtejszych komunistów stała jednak Polska.

Po całorocznych walkach z bolszewikami w 1919 roku, gdzie oddziały polskie odnosiły sukcesy, było pewne, że po zwycięstwie nad „białymi”, bolszewicy będą chcieli całymi siłami uderzyć na Polskę. Mimo głośnych, propagandowych wypowiedzi Lenina, że pragnie pokoju z Polską, Piłsudski nie dał się oszukać. Niedawne odkrycia w archiwach polskiego wywiadu („Zanim złamano enigmę” – Grzegorz Nowik) wykazały, że dzięki złamaniu przez polskich kryptografów bolszewickich szyfrów, Józef Piłsudski wiedział, że rosyjskie propozycje pokojowe były jedynie zasłoną dymną, która miała ukryć rosyjskie przygotowania do uderzenia na Polskę.

Inwazję bolszewików z frontu północno-zachodniego uprzedziło polsko-ukraińskie uderzenie na Kijów i po ciężkich walkach spowodowało zajęcie tego miasta (25.04.1020-7.05). Jednak po kilku tygodniach oddziały polskie i ukraińskie, zmuszone były opuścić miasto z uwagi na wydarzenia na froncie północnym. 2 lipca Michaił Tuchaczewski, dowódca frontu Zachodniego, atakującego przez Białoruś, wydał rozkaz nr 1896, głoszący, że „po trupie Polski wiedzie droga do ogólnoświatowego pożaru. Na Wilno, Mińsk i Warszawę – marsz”. W tym samym czasie na froncie Południowo – Zachodnim ruszyło natarcie armii dowodzonych przez gen Aleksandra Jegorowa z komisarzem politycznym Józefem Stalinem. Lwów został oblegany, a zagony 1 Armii Konnej Budionnego  poszły w kierunku Zamościa i Lublina.

W ciągu ponad 6 tygodni wojska Tuchaczewskiego dotarły do wrót Warszawy. W dniach 14-16 sierpnia, mimo silnych ataków bolszewików, Warszawa została obroniona, a na północy wojska gen Władysława Sikorskiego.zapobiegły oskrzydleniu Warszawy i przeszły do kontrataku. W dniu 16 września rozpoczęła się realizacja planu polskiej kontrofensywy strategicznej z nad Wieprza. Przygotowany on był przez szefa sztabu gen. Tadeusza Rozwadowskiego i zatwierdzony przez Piłsudskiego, który naniósł na ten plan pewne poprawki. (Nie Weygand, jak głosili przeciwnicy Piłsudskiego. Należy pamiętać, że Piłsudski dokładnie wiedział o rozlokowaniu wojsk bolszewickich - dzięki naszym kryptologom). Uderzenie tych sił przyczyniło się do tego, że odwrót wojsk bolszewickich zamienił się wkrótce w paniczną ucieczkę. [osobista dygresja – moja mama była świadkiem tej ucieczki]. Powodzenie polskiej kontrofensywy należy w znacznej mierze przypisać niesubordynacji, ignorancji i ambicji Stalina, który wbrew rozkazom naczelnego dowództwa i ponagleniom Tuchaczewskiego namówił Jegorowa do zaniechania marszu na Lublin i Warszawę – co zagroziło by tyłom polskiego zgrupowania uderzeniowego, a raczej skierowania się w kierunku karpackim przełęczom na Węgry, Czechosłowację i Austrię. Za niesubordynację która przyczyniła się do klęski wojsk Tuchaczewskiego pod Warszawą, Stalin otrzymał surową naganę od Lenina i Trockiego, który kierował sprawami wojskowymi. Upokorzenie to zapamiętał na zawsze. Trockiego, pomimo jego ucieczki do Meksyku w czasie czystek, zgładził za pośrednictwem swego agenta w okresie II wojny światowej. Tuchaczewski i Jegorow padli ofiarami jego zemsty w 1937 i 1939 roku w czasie czystek.

Wygranie 18 decydującej bitwy świata, jak ją określił lord Edgar D’Abernon, ocaliło nie tylko Polskę, ale także Europę. Jednocześnie to wydarzenie uzmysłowiło Sowietom, że podstawowym warunkiem wyrwania się z „imperialistycznego okrążenia” i przełamania samotności za „kordonem sanitarnym” jest militarne pokonanie i polityczne podporządkowanie sobie Polski. W tym celu Stalin wykorzystał Hitlera, aby zrealizować swoje dążenia.

W nocy z 23 na 24 sierpnia 1939 roku podpisany został w Moskwie radziecko-niemiecki układ o nieagresji, znany w historii pod nazwą „Pakt Ribbentrop-Mołotow” (wygłosiłem na ten temat referat kilka lat temu – „Od Rapallo do paktu Ribbentrop-Mołotow). Załączony do tego paktu 2 Tajny Protokół Dodatkowy przewidywał:

„(...) w przypadku nastąpienia terytorialnych lub politycznych zmian należących do Państwa Polskiego, granica strefy interesów Niemiec i ZSRR będzie przebiegać w przybliżeniu po linii rzek Narew, Wisła San. Kwestia czy w interesach obu stron będzie pożądanym utrzymywanie niezależnego Państwa Polskiego i w jakich granicach, będzie mogła być ostatecznie wyjaśniona dopiero w toku dalszych wypadków politycznych. W każdym razie oba rządy rozstrzygną tę kwestię na drodze przyjaznego porozumienia (...)”.

Zawarcie tego paktu było decydującym czynnikiem, który pozwolił Hitlerowi zaatakować Polskę. Nie wiadomo czy bez jego zawarcia Hitler odważyłby się rozpocząć wojnę z Polską we wrześniu 1939 r. (Wielu historyków m.in. Wiktor Suworow i polityków twierdzi, że Hitler nie odważył by się wtedy uderzyć. Armia Polska stawiała Niemcom zacięty opór. Walki we wrześniu 1939 były tak zaciekłe, że – jak stwierdził podczas procesu w Norymberdze gen. Alfred Jodl, szef sztabu Wermachtu – gdyby potrwały jeszcze dziesięć do piętnastu dni, wojskom niemieckim zabrakłoby amunicji.

Pomimo, że Niemcy zajęli zachodnią i środkową Polskę, opór jej armii niewątpliwie trwałby dłużej niż owe pięć tygodni i dziesięć dni, o których wspomniał Jodl, gdyby 17 września 1939 roku na całej długości, liczącej 1412 kilometrów wschodniej granicy Rzeczypospolitej, nie zaatakowała jej Armia Czerwona. Ponad jedna trzecia terytorium Polski wolna była wówczas od wojsk niemieckich, co przez jakiś czas dawałoby jeszcze polskiej armii pewne pole manewru. Użyte w tej operacji siły radzieckie liczyły prawie milion żołnierzy, ponad 4 tys. czołgów i samochodów pancernych oraz najmniej tysiąc samolotów. Naprzeciw nich stanęły – i podjęły walkę – jedynie znakomicie wyszkolone w działaniach pozycyjnych, lecz nieliczne jednostki Korpusu Ochrony Pogranicza oraz słabo uzbrojone oddziały tyłowe i zapasowe, ochraniające liczne na wschodnich terenach Rzeczypospolitej składy i magazyny wojskowe. W tej sytuacji radzieckie oddziały pancerne i kawaleryjskie błyskawicznie posuwały się na zachód.

Musimy pamiętać o tym, że w ostatnich miesiącach przed wojną, po stronie Polski, w dużym stopniu zredukowano możliwości bojowe na wschodniej granicy przez zmniejszenie wojsk KOP i nawet zabrano broń z fortyfikacji, aby wraz z innymi oddziałami zmobilizowanymi przerzucić na zachód.

Wejście wojsk sowiecki stworzyło bezpośrednie zagrożenie dla polskich najwyższych władz państwowych i wojskowych, które ulokowały się nad granicą rumuńską, aby utrzymać łączność telefoniczną i telegraficzną oraz ewentualną pomoc z Zachodu. Strona polska została całkowicie zaskoczona wkroczeniem Armii Czerwonej. Dowództwo przez wiele godzin nie było zdecydowane, jakie wydać rozkazy i dopiero ok. Godz. 17.00 marszałek Edward Rydz-Śmigły  wydał tzw. dyrektywę generalną, polecając walczącym jednostkom:

„Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie się na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z Sowietami nie walczyć, tylko w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia naszych oddziałów... Oddziały, do których podeszły Sowiety powinny z nimi pertraktować w celu wyjścia garnizonów do Rumunii lub Węgier”. Jednakże dyrektywa ta nie wszędzie dotarła, ale to i tak nie miało żadnego znaczenia. Większość oddziałów KOP toczyła od świtu nierówna walkę, niektóre oddziały składały broń, dowódcy innych przyjmowali Armię Czerwoną jako sojusznika. Pomyłka wyjaśniła się szybko, ale strona polska nie miała dość sił, aby przeciwstawić się niespodziewanemu przeciwnikowi. Walczących jeszcze 25 polskich dywizji w zdecydowanej większości zaangażowanych było w boju z Niemcami.

Prawdziwe intencje wkraczających sowieckich oddziałów ujawniła  odezwa dowódcy frontu ukraińskiego Siemiona Timoszenki rozrzucona z samolotów nad polskimi pozycjami. Głosiła ona m.in.:

„Żołnierze! Co pozostało wam? O co i z kim walczycie? Dla kogo narażacie życie?...Oficerowie pędzą was (przyp. mój:.- to właśnie NKWD-ziści  pędzili sowieckich żołnierzy do walki z Niemcami i tysiące, ich zabijali w późniejszej wojnie ze swoimi poprzednimi przyjaciółmi i sojusznikami w wojnie z Polską). Oni (oficerowie) nienawidzą was i wasze rodziny. To oni rozstrzeliwali waszych delegatów, których posłaliście z propozycją poddania się. Nie wierzcie swoim oficerom. Oficerowie i generałowie są waszymi wrogami, chcą oni waszej śmierci.

Żołnierze! Bijcie oficerów i generałów. Nie podporządkujcie się rozkazom waszych oficerów. Pędźcie ich z waszej ziemi. Przechodźcie śmiało do nas (...)”.

Tego rodzaju „apele” (było ich więcej) w żadnym wypadku nie przyjęły się w polskich oddziałach wojskowych. A jeżeli były wypadki mordowania polskich oficerów a nawet zwykłych żołnierzy to czyniły to bandy komunistyczne składające się z Ukraińców, rzadziej Białorusinów i komunistów żydowskich.

Rozpaczliwe walki obronne przeciwko bolszewickiej nawale trwały około dwa tygodnie. Dowódca KOP, gen. Wilhelm Orlik-Ruckemann stoczył na czele swego zgrupowania przeszło 40 potyczek i dwie bitwy: pod Szackiem i Wytycznem (1 października 1939r.). Do końca września z Armią Czerwoną walczyły oddziały kawalerii gen. Andersa, który ranny dostał się do niewoli sowieckiej. Poważne walki z sowietami toczyły się w okolicach Wilna, Oran a zwłaszcza w Grodnie. Także poważne walki stoczył gen Franciszek Kleeberg z wojskami Armii Czerwonej pod Jabłoniem i Milanowem. Pod Jabłoniem wzięto do niewoli około 60 żołnierzy sowieckich, którzy zadeklarowali się i walczyli z polskim wojskiem przeciwko Niemcom pod Kockiem. (Prawdopodobnie spod Jabłonia przywieziono 37 żołnierzy Armii Czerwonej do Brześcia i pochowano ich w Parku 3-go Maja i wystawiono pomnik, który Niemcy wysadzili w 1942 roku). W połowie trzeciej dekady września w okolicach Kamienia Koszyrskiego (ok. 100 km na poł wsch. od Brześcia doszło do bitwy batalionu morskiego, utworzonego z Flotylli Pińskiej, ze znacznymi siłami sowieckimi. Polska artyleria zniszczyła 6 czołgów. Około 200 żołnierzy wzięto do niewoli, a rannych opatrzono. Mówili, że to oficerowie zmusili ich do walki. Sądzili, że idą Polsce na pomoc. Idąc dalej na zachód puścili jeńców wolno.

[Osobiste wspomnienie o wejściu Armii Czerwonej do Brześcia, krytyczne spojrzenie na umundurowanie, uzbrojenie, a także oddziały kawalerii na małych konikach. Śmialiśmy się - 11-12 latki, że kozacy jadą na psach, niekiedy bez siodeł, rzadko strzemiona, a zupełnie nie mieli ostróg, a karabiny na sznurkach lub parcianych pasach...]

Od 22 września Wermacht zaczął się powoli wycofywać, przekazując oddziałom radzieckim ok. 40 tys. km/2 zdobytego przez siebie polskiego terytorium, a w Brześciu (zdobyta 17.09.  przez Niemców po 3 dniach walk twierdza) w dniu 22 września odbyła się wspólna defilada zwycięskich wojsk, którą razem przyjęli: gen. Heinz Guderian i Kombrig (dowódca brygady) Siemion Kriwoszein.

Łączna liczba jeńców polskich wziętych do niewoli przez Armię Czerwoną oceniana jest na 242 tys. ludzi. Składa się na nią liczba bezpośrednio wziętych do niewoli jeńców w czasie działań wojennych (około 181 tys.), jak również aresztowanych już po zakończeniu walki oraz internowanych na Litwie i Łotwie, których dołączono w czerwcu 1940 roku (po zajęciu przez sowietów krajów bałtyckich w tym czasie).

[Moje osobiste świadectwo wywózki całego transportu jeńców – podchorążych w węglarkach. Było to w końcu września lub na początku października (były już lekkie przymrozki). Ja z mamą, przechodząc wiaduktem kolejowym obok wielkiego dworca w Brześciu, zatrzymaliśmy się z dziesiątkami innych przechodniów i z płaczem słuchaliśmy jak ci żołnierze śpiewali pieśń „Rozkwitały pęki białych róż”. Wywożono ich na Wschód.]

Najbardziej bolesnym było to, że wielu oficerów, policjantów i KOP-istów rozstrzelanych zostało natychmiast po wzięciu do niewoli. Podobny los spotkał również część ludności cywilnej, uznanej za „burżujów”. Najtragiczniejsze wydarzenia miały miejsce w Grodnie, Wołkowysku, Świsłoczy, Oszmianie, Mołodecznie, Chodorowie, Nowogródku, Sarnach, Kosowie Poleskim, Złoczowie, Rohatynie i Tarnopolu.

Nigdzie nie zostały dotrzymane umowy kapitulacyjne. Nakłaniano polskie oddziały do zaprzestania oporu, złożenia broni i poddania się Armii Czerwonej z gwarancją zwolnienia wszystkich szeregowych oraz oficerów, którym poręczony zostanie dobrowolny wybór bądź udania się do domu, bądź też za granicę (przez Rumunię i Węgry).w celu formowania tam oddziałów polskich do dalszej walki z Niemcami. Obwieszczenia podobnej treści, podpisane przez dowództwo Armii Czerwonej, ukazywały się w wielu miejscowościach.

Typowym przykładem tego był Lwów. Gdy po odparciu wszystkich ataków niemieckich pod miasto podeszły wojska sowieckie, gen. Władysław Langner, w myśl zalecenia dyrektywy marsz. Rydza-Śmigłego, wysłał parlamentariuszy do gen. Filipa Golikowa i zawarł z Sowietami porozumienie gwarantujące swobodne opuszczenie miasta przez obrońców, którzy mogli udać się do domów lub na Węgry. Kapitulacja przed Armią Czerwoną nastąpila 22 września. Polacy po złożeniu broni i ustawieniu się w kolumny zostali otoczeni i już jako jeńcy skierowani pieszo na Wschód. Wśród nich było ponad 2 tys. oficerów, którzy zastosowali się do apelu gen. Langnera i zarejestrowali się jako oficerowie. Zostali aresztowani i wywiezieni na Wschód (oficerowie ze Lwowa stanowili później około połowy liczby jeńców obozu w Starobielsku). Tylko ci oficerowie, którzy się nie zarejestrowali i na własną rękę uciekali lub szukali schronienia, ocaleli. Podobnie postąpiono z gen Mieczysławem Smorawińskim. Nie dotrzymano obietnicy, która zapewniała  swobodne przejście podlegających mu oddziałów z Włodzimierza Wołyńskiego na lewy brzeg Bugu.

Odkąd tylko wtargnęły w granice Polski, Armia Czerwona i NKWD z dziwną zaciekłością dążyły do odcięcia dróg odwrotu polskim oddziałom, grupkom żołnierzy, a nawet cywilom, którzy starali się przejść na Węgry lub do Rumunii. Np. 19 września, gen. Timoszenko, nakazał: „niezwłocznie zamknąć granicę państwową na odcinku rzeki Zbrucz. W żadnym wypadku nie dopuszczać do ucieczki polskich oficerów z Polski do Rumunii”.(Podwójna gafa – tereny na zachód od Zbrucza nazywano Zach. Ukrainą, druga, wg. nich, jak głosili, Państwo Polskie przestało istnieć...)

Na wschodzie i zachodzie kraju trwały jeszcze walki regularnych oddziałów Wojska Polskiego, gdy Hitler i Stalin postanowili rozwiązać  ostatecznie problem państwa polskiego. Hitler proponował utworzenie małego, buforowego państewka polskiego po obu stronach ustalonej wstępnie 22 września linii demarkacyjnej. Liczyłoby ono około 12-15 ml. mieszkańców. Hitler żywił nadzieję, że utworzenie takiego państewka z polskim rządem da aliantom zachodnim doskonały pretekst do zaprzestania wojny, rozpoczętej rzekomo w obronie Polski. Stalin jednak nie zgodził się na jakąkolwiek możliwość zachowania państwa polskiego.

28 września 1939 roku Ribbentrop i Mołotow podpisali w Moskwie niemiecko-radziecki „traktat o przyjaźni o granicach. Wprowadzał on zasadnicze zmiany w stosunku do ustaleń terytorialnych z 23 sierpnia 1939 roku i ustalał nową granicę między obu mocarstwami. Na ziemiach polskich przebiegać ona miała od Prus Wschodnich wzdłuż Pisy, Narwią do Ostrołęki, stąd do Małkini oraz wzdłuż Bugu i Sanu do Karpat. Granicę uznano za ostateczną i zapowiedziano, że umawiające się strony: „nie zgodzą się na żadną interwencję innych mocarstw w sprawie tego układu”. Trzeci tajny protokół głosił: „obie strony nie będą tolerowały na swoich terytoriach jakiejkolwiek agitacji polskiej, która by dotyczyła terytoriów drugiej strony”.

W praktyce oznaczało to  zobowiązanie do zwalczania wszelkich aspiracji narodowych narodu polskiego.

Niezależnie od tego, jak polscy wojskowi dostali się w ręce żołnierzy Armii Czerwonej i funkcjonariuszy NKWD – przeważnie w walce, ale także podstępnie aresztowani lub przypadkiem – początkowo w ogromnej większości zostali umieszczeni w 138 niewielkich, tymczasowych obozach filtracyjnych. (niektórych zamknięto w więzieniach lub. – jak dwukrotnie rannego gen. Władysława Andersa - na początku umieszczono w szpitalach). Niektóre obozy były w pobliżu granicy polskiej, np. Szepietówka na Ukrainie. (W trakcie jazdy pociągiem do Szepietówki, uciekł z niego późniejszy pastor, por. rezerwy, Konstanty Bulli).

Jeżeli chodzi o liczbę polskich wojskowych pozbawionych wolności przez Sowietów to dane znacznie się różnią. Największa znana liczba to 242 tysiące osób. Prawdopodobnie jest ona prawdziwa, chociaż późniejsze dane są o wiele niższe, ponieważ wkrótce po ustaniu działań zbrojnych radzieckie władze zwolniły do domu  lub przekazały Niemcom wiele tysięcy polskich żołnierzy i podoficerów. Natomiast Niemcy przekazali stronie Sowieckiej około 13 tys. polskich jeńców.

13 września 1940 roku „Krasnaja Zwiezda” podała, że w radzieckich obozach jenieckich znajdowało się 181 223 polskich podoficerów i szeregowych oraz 10 generałów, 52 pułkowników, 72 podpułkowników, 5131 pozostałych oficerów zawodowych i 4096 oficerów rezerwy. Być może odnosi się to tylko do wojskowych wziętych do niewoli podczas walk, a nie tych, których pojmali lub aresztowali funkcjonariusze NKWD. Osoby „poprawne klasowo” zwolniono do domu lub zapędzono do obozów pracy (około 26 tys. obywateli polskich), resztę, co najmniej 125 tys. przekazano NKWD, co było sprzeczne z prawem międzynarodowym. Z tej liczby, pomiędzy 7-18 październikiem zwolniono około 42.200 szeregowych i podoficerów zamieszkałych w radzieckiej strefie okupacyjnej.

W październiku (2.10.1939) decyzją Biura Politycznego  i rozkazem komisarza spraw wewnętrznych Ławrentija Berii z 3 października, uruchomiono dwa wielkie obozy zbiorcze podlegające NKWD: dla oficerów Wojska Polskiego. Jeden z nich w Starobielsku (wschodnia Ukraina, na poł. zach. Od Charkowa). Obóz mieścił się w zabudowaniach poklasztornych. Było w nim około 4 tys. jeńców - niemal wyłącznie oficerowie (połowę stanowili oficerowie aresztowani we Lwowie). Było wśród nich 8 generałów, pułk. i ppułk. – około 150, majorów - około 250, kapit. i rotmistrzów – około 1000, por. i ppr. – około 2450, polskich osób cywilnych – 52. Wśród oficerów rezerwy było kilkunastu profesorów i docentów polskich szkół akademickich, 400 lekarzy wojskowych i cywilnych, po kilkuset  prawników i inżynierów, wielu nauczycieli różnych szkół, poetów, literatów, dziennikarzy, działaczy społecznych i politycznych. Ze Starobielska ocalało 79 oficerów, przewiezionych do Griazowca.

Drugi obóz mieścił się w monastyrze na wyspie  Stołobnyj i na półwyspie Świetlica na jeziorze Seliger koło Ostaszkowa (prawie w połowie odległości między Moskwą a Leningradem). Obóz ten przeznaczony został dla żołnierzy KOP, funkcjonariuszy Policji Państwowej i więziennictwa, żandarmów, pracowników wymiaru sprawiedliwości i wywiadu.  Wśród nich znajdowało się jedynie około 400 oficerów. Oprócz tego umieszczono tam ludzi, uważanych przez NKWD za szczególnie niebezpiecznych. Przebywało tam także kilkudziesięciu duchownych. Warunki pobytu w obozie Ostaszków były gorsze niż w Kozielsku i Starobielsku, o czym świadczy m.in. liczba 92 zmarłych w czasie trzymiesięcznego pobytu. Łącznie w Ostaszkowie przebywało 6570 osób. Z tego obozu uratowały się 124 (inne dane 112) osoby wysłane do Griazowca.

Kozielsk był trzecim obozem dla polskich jeńców wojennych. Ponieważ obóz w Starobielsku okazał się za mały, na przełomie października i listopada utworzono trzeci, w Kozielsku (250 km. na poł. wsch. od Smoleńska i mniej więcej tyle samo na poł. zach. od Moskwy), dawnej posiadłości książąt Puzynów i Ogińskich, jako drugi obóz oficerski. Obóz ten znajdował się w poklasztornym kompleksie zabudowań. Pod koniec listopada w Kozielsku znajdowało się ponad 4.500 jeńców.

 Przed generalną likwidacją obozu, rozpoczętą 3 kwietnia 1940 r., znajdowało się w nim: generałów 4, 1 kontradmirał, pułk. i ppłk. – 100, majorów - 300, kapt. i rotmistrzów – 1000, por. i ppor. - 2.500, podchorążych – powyżej 500. Wśród oficerów rezerwy, stanowiących około połowę ogólnej liczby, znajdowało się: 21 profesorów, docentów i wykładowców polskich szkół akademickich; przeszło 300 lekarzy wojskowych i cywilnych, w tym wybitni specjaliści; po kilkuset prawników i inżynierów; kilkuset nauczycieli różnych szkół oraz wielu literatów, dziennikarzy, publicystów, przemysłowców, kupców, duchownych  itp. Z Kozielska ocalało 249 jeńców, których wywieziono do Griazowca lub przewieziono do więzienia w Moskwie.

We wszystkich trzech obozach NKWD prowadziło intensywne „prześwietlanie” jeńców. Najwyraźniej sprawdzano, którzy są niepoprawnymi wrogami Związku Radzieckiego i czy pozostałych można by w przyszłości wykorzystać w interesie ZSRR. W masie prawie 15 tysięcy jeńców znaleziono takich niespełna czterysytu (2.7%), ale wkrótce okazało się, że ogromna większość z nich to „symulanci”. (historyk Janusz K. Zawodny podaje, że wybrali z tego 22 ze Starobielska, 21 z Kozielska i 7 z Ostaszkowa, ale to nie oznacza,  że wszyscy oni zamierzali szczerze współpracować z Sowietami).

Gdy prawie 25 tys. obywateli polskich Sowieci pozbawili wolności jako jeńców lub więźniów (a 26 tys. zamknęli w obozach pracy), przystąpili do wyłapywania tych obywateli polskich – bez względu na narodowość – których uznali za element „niepewny”. Historycy ośrodka KARTA obliczają, że od września 1939 r. Do czerwca 1941 roku aresztowano około 110 tys. osób (ponad 43 tys. z nich oskarżono o nielegalne przekroczenie granicy), z czego ponad 1200 skazano na karę śmierci, a około 10 tys. zamordowano podczas „marszów śmierci” w czerwcu 1941 roku, kiedy NKWD ewakuował więzienia pod naporem inwazji niemieckiej.

Dnia 10 lutego 1940 roku, w okresie straszliwych mrozów, NKWD rozpoczął pierwszą wielką wywózkę polskich obywateli. Deportowano wówczas około 141 tys.  osób. W drugiej deportacji rozpoczętej 13 kwietnia 1940 r. wywieziono do Kazachstanu ponad 61 tys. osób. W trzeciej deportacji z czerwca 1940 r. wywieziono 80 tys. Czwarta deportacja rozpoczęła się w maju 1941 roku, a przerwał ją, nie całkiem zresztą, dopiero atak wojsk niemieckich z 22 czerwca tego roku. Wywieziono wtedy obywateli polskich, ogółem około 34 - 44 tys. osób.

Wszystkie te deportacje odbywały się na podstawie „Instrukcji o trybie przeprowadzenia operacji wysiedlenia antyradzieckiego elementu”. Najwyraźniej Sowieci oczyszczali strefę przyfrontową, pole przyszłej bitwy, obawiając się dywersji i sabotażu ze strony „niepewnego elementu”. (Wiktor Suworow) Łączna liczba deportowanych wynosiła 327 tys, oprócz aresztowanych i jeńców wojennych oraz 150 tys. powołanych do Armii Czerwonej.

Podczas gdy trwała pierwsza deportacja, rozpoczęta w lutym 1940 roku, powoli rozstrzygał się los polskich jeńców wojennych, a szczególnie oficerów. Co z nimi zrobić. O tym zadecydował przede wszystkim czynnik natury strategicznej. W tej kwestii wyraził się historyk rosyjski Borys K. Sokołow, który podobnie jak Wiktor Suworow, uważał, że Stalin planował wyprzedzające uderzenie na Niemców. Oczywiście w chwili ataku na Niemcy, Związek Radziecki stałby się naturalnym sojusznikiem Zachodu, a tym samym również polskiego rządu emigracyjnego. W konsekwencji należałoby zwolnić polskich jeńcow wojennych. Jednak, jak słusznie zauważa Borys Sokołow, według kalkulacji Kremla w żadnym wypadku nie należało oddawać rządowi Sikorskiego polskich oficerów. Nie można też było ich nie oddać.

Pozostawało w tajemnicy ich wymordować, a później powiedzieć, że przepadli bez wieści, uciekli do Mandżurii itp. Takie tłumaczenie byłoby potrzebne, jeśli losem rozstrzelanych Polaków zainteresowałyby się władze brytyjskie i francuskie. Ale Stalin miał nadzieję, że nie będzie żadnych pytań. Że szybko zajmie Polskę i stworzy lojalny Moskwie rząd komunistyczny, a Londyn i Paryż przemilczą sprawę, dziękując, że „wujaszek Joe” wybawił ich od Hitlera. (Niestety, tak się w przyszłości stało, chociaż w nieco innych układach).

Głównym więc powodem likwidacji polskich oficerów i czołowych przedstawicieli polskiej inteligencji było pozbawienie narodu polskiego tych elit, aby w niedalekiej przyszłości zastąpić je swoimi kadrami, które umożliwią zwasalizowanie Polski. Niewątpliwie drugim powodem była chęć zemsty Stalina na oficerach, którzy przyczynili się do klęski ZSRR w roku 1920 i do jego osobistej kompromitacji w oczach towarzyszy partyjnych (o tym rozmawiano w kręgu NKWD-zistów). Jednakże najważniejszym powodem była jego polityka a nie względy osobiste.

20 lutego 1940 roku Piotr Soprunienko, naczelnik Zarządu do spraw Jeńców Wojennych NKWD ZSRR, zaproponował, aby zwolnić chorych i starszych (powyżej 60 roku życia) jeńców, a także oficerów rezerwy pochodzących z zaanektowanych przez ZSRR terenów Polski i wykorzystać ich przydatne zawody cywilne, natomiast oficerów KOP, II Oddziału Sztabu Głównego i kontrwywiadu, sądownictwa, prokuratury, działaczy POW, Sokoła i obszarników skierować na Kolegium Specjalne NKWD, czyli skazać na śmierć. Pozostałych jeńcow zatrzymać  nadal w obozach. Beria i Mierkułow przychylili się do propozycji Soprunienki. Przed 4 marca 1940 r. w Zarządzie ds. Jeńców Wojennych odbyła sie jeszcze narada i podjęto decyzję aby tę resztę jeńcow skazać na 3 – 8 lat łagrów na Kamczatce. Z tego wynikało, że w ten sposób z 14 736 jeńców ocalałoby około 4 tys.

W czasie wspomnianej narady w kierownictwie NKWD opracowywany był już nowy projekt. 5 marca 1940 szef NKWD Ławrentij Beria w notatce 794/B przedstawił Stalinowi projekt decyzji Biura Politycznego dotyczący „rozładowania” obozów jenieckich w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Wspomniany dokument noszący nazwę: Protokół nr 13, p.244, teczka specjalna. Ściśle Tajne, 5.III. 1940 r. KC WKPb), dla towarzysza Stalina. Obejmuje on 4 strony, a wśród omówienia kategorii i ilości poszczególnych osób, ostateczne zalecenie:

Biorąc pod uwagę, że wszyscy oni są zatwardziałymi, nie rokującymi poprawy wrogami władzy radzieckiej, NKWD ZSRR uważa za niezbędne:

 

  1.  Polecić NKWD ZSRR:

1)    Sprawy znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych 14.700 (14.736) osób, byłych polskich oficerów, urzędników, obszarników, policjantów, agentów wywiadu, żandarmów, osadników i służby więziennej,

2)    Jak też sprawy aresztowanych i znajdujących się w więzieniach w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi 11 000 osób, członków różnorakich k-r organizacji, byłych obszarników i fabrykantów, byłych polskich oficerów, urzędników i uciekinierów – rozpatrzyć w trybie specjalnym, z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary – rozstrzelania.

II    Sprawy rozpatrzyć bez wzywania aresztowanych i bez przedstawiania zarzutów, decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia ...

III   Rozpatrzenie spraw i podjęcie uchwały zlecić trójce w składzie: tt. Beria, Mierkułow i Basztakow (Naczelnik 1. Wydziału Specjalnego NKWD ZSRR). (Stalin odręcznie wykreślił nazwisko Berii i między nazwiska Mierkułowa i Basztakowa wpisał – pod wierszem – Kobułowa).

 

Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych Związku SRR

Ł. Beria

Na pierwszej stronie pisma Berii zamaszyście podpisał się Stalin, Woroszyłow, Mołotow i Mikojan, a na lewym marginesie sekretarz dopisał „Kalinin.-.za, Kaganowicza.”

W dniu 14 marca pierwszej stronie pisma Berii zamaszyście podpisali się Stalin, Woroszyłow, Mołotow 1940 r. w gabinecie Kobułowa odbyła się narada organizacyjna w sprawie wykonania decyzji Biura Politycznego z 5 marca. 16 marca zawieszono korespondencję jeńców. 1 kwietnia z centrali NKWD w Moskwie wysłano do obozu w Ostaszkowie pierwsze trzy listy z nazwiskami oficerów przeznaczonych do zgładzenia. Operacja się rozpoczęła. Pierwsze strzały do polskich jeńców padły 4 kwietnia w Katyniu.

{W gruncie rzeczy o wiele wcześniej stało się to, wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej w granice Polski. Oprócz historyków i członków rodzin niewiele osób wie o sowieckich zbrodniach wojennych popełnionych już we wrześniu 1939 roku na polskich wojskowych. Symbolem tego może być miejscowość Mokrany, leżąca około 50 km na poł. wsch. od Brześcia. W sobotę, 23 września, oddział marynarzy z Flotylli Pińskiej, którym towarzyszyła grupa żołnierzy wojsk lądowych, został ostrzelany. Wkrótce pojawiły się czołgi z białymi flagami i kilkuset żołnierzy. Polacy przerwali ogień myśląc, że może są to rodacy. Okazało się że byli to Sowieci, którzy otoczyli grupę polską i wezwali do złożenia broni. Następnego dnia z konwojem dotarli do Mokran i tam Sowieci kazali wystąpić oficerom i starszym podoficerom i zgromadzili w miejscowej szkole. Wszystkich – około trzydziestu – rozebrano do koszuli i rozstrzelano. Był to jeden z pierwszych zwiastunów Katynia.}

 

Kozielsk – Smoleńsk - Katyń

Pierwszy transport jeńców wyszedł z Kozielska 3 kwietnia 1940, a ostatni 12 maja. W dniach 26 kwietnia i 12 maja wysłano także dwa transporty do Juchnowa (Pawliszczew Bor), a stąd po pewnym czasie do Griazowca - ogółem było ich 205 (inni podają 245). Sowieci mieli nadzieję przeciągnąć ich na swoją stronę. Konwoje liczyły od 50 do 344 oficerów. Jeńcow wieziono ciężarówkami na stację kolejową, następnie około doby byli wiezieni do Smoleńska, skąd dalej pociągiem do stacji Gniezdowo, a stamtąd autobusami z szybami zamalowanymi z zewnątrz wapnem – dowożono w głąb lasu pod tzw. willę NKWD. (Wskazuje na to kilka notatek, prowadzonych niemal do ostatniej chwili przez niektórych oficerów). Tylko część jeńców była rozstrzelana w smoleńskim NKWD, a potem przewieziona do lasku katyńskiego. Olbrzymia większość jeńców była zabijana jednym, strzałem w podstawę czaszki przez enkawudzistę przystępującego do nich z za pleców, od strony drzwi, którymi weszli. Następnie zwłoki przewożono leśną drogą do odległych o 300 - -400 m. „dołów śmierci”, położonych między willą a stacją w Gniezdowie. (Do niektórych strzelano dwukrotnie, gdy kaliber pistoletu miał 6.35mm, a nie 7,65). Niektórych jeńców rozstrzeliwano nad wykopanymi dołami. Były wypadki, że jeńcy wyrywali się i krzyczeli (te krzyki słyszeli okoliczni wieśniacy, którzy potem o tym wspominali). Mordowanych dobijano bagnetami, dla wielu uprzednio wiązano ręce i niekiedy zakrywano głowy. Jedyną kobietą rozstrzelaną w Katyniu była Janina Lewandowska (córka gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego), która nosiła mundur lotnika.

Spośród skazanych na śmierć uratował się jedynie prof. Stanisław Swianiewicz, wywołany z wagonu w Gniezdowie, który następnie został przewieziony do więzienia w Smoleńsku i z kolei do Moskwy, gdzie więziony był na Łubiance i Burtykach. Zweryfikowana liczba ofiar Katynia wynosi 4410.(Większość enkawudzistów wykonujących wyroki śmierci w Katyniu, po rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej została rozstrzelana).

 

Starobielsk – Charków – Piatichatki

Transporty polskich jeńców z obozu w Starobielsku wychodziły od 5 kwietnia do 12 maja 1940 roku. Według polskich źródeł zamordowano 3809, a według sprawozdania NKWD 3896, w tym 9 generałów. Skazańców wieziono koleją na stację w Charkowie, a stąd samochodami do wewnętrznego więzienia NKWD przy ul. Dzierżyńskiego 3. Tam sprawdzano tożsamość jeńców, krępowano im ręce, po czym wprowadzano do niewielkiej sali, gdzie z zaskoczenia byli zabijani strzałem w kark. Nie zawsze wszystko szło „gładko”. Wg notatki NKWD jeden z oficerów wyrwał się im, przedostał do pomieszczenia, w którym składowano broń i amunicję i zaczął się ostrzeliwać. Podobno zaduszono go świecą dymną i następnie zastrzelono. Zwłoki, z głowami omotanymi płaszczami, wywożono w nocy ciężarówkami do strefy leśno - parkowej, położonej półtora kilometra od wsi Piatichatki, gdzie zostały pogrzebane.

78 osób, podzielonych na dwa konwoje, 25 kwietnia i 12 maja, wysłano do Juchnowa (Pawliszcze Bor), a stąd do Griazowca.

Podczas ekshumacji w latach dziewięćdziesiątych okazało się, że w Charkowie spoczywa blisko 500 osób, „które przekraczają stan liczbowy polskich więźniów Starobielska”. Kijowski prokurator Andrij Amons uważa, że są to osoby z tzw. ukraińskiej listy katyńskiej i zapewne nie myli się.

 

Ostaszków – Twer – Miednoje

Wywózki z obozu w Ostaszkowie trwały od 4 kwietnia do 16 maja 1940 roku. O składzie osobowym jeńców mówiliśmy już poprzednio. Zastrzelono 6314 osób (wg sprawozdania NKWD – 6287). Jeńców prowadzono pieszo po lodzie jeziora Seliger do stacji kolejowej, skąd byli przewożeni do Kalinina, jak nazywał się wówczas Twer. Tam w siedzibie NKWD przy ul. Sowieckiej 5, gdzie obecnie mieści się Twerski Instytut Medyczny, dokonywano egzekucji. W piwnicy sprawdzano tożsamość jeńców, skuwano im ręce, po czym w specjalnie wygłuszonej celi strzelano do nich podobnie jak w Charkowie. Zwłoki wywożono ciężarówkami w pobliże odległej od Tweru o trzydzieści dwa kilometry miejscowości Miednoje, koło wsi Jamok. Tam zrzucano do wykopanego przez koparkę głębokiego na cztery do sześciu metrów dołu, po czym zasypywano. Był to teren wypoczynkowy obwodowego NKWD.

112 jeńców z Ostaszkowa przewieziono w konwojach 29.kwietnia, 13 i 16 maja do obozu w Juchnowie (Pawliszczew Bor), a stąd do Griazowca.

19 maja masakra dobiegła kresu. 9 czerwca 1940 roku zastępca szefa NKWD Wasilij Czernyszow zameldował, że obozy w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie są puste i gotowe do przejęcia nowych jeńców.

Ukraińska lista katyńska

 

Kijów – Bykownia / (Charków – Chersoń)

Tak zwana ukraińska lista katyńska, zwana potocznie listą Cwietuchina, zawiera 3435 nazwisk, jednak niektóre źródła podają, że na Ukrainie mogło dojść do zamordowania 4181 obywateli polskich. Osoby te prawdopodobnie zamordowano w kijowskiej siedzibie NKWD przy ul. Korolienki 17. Od niedawna jest pewne, że zwłoki większości z nich znajdują się w dołach śmierci w Bykowni koło Kijowa (Dnieprowskie Leśnictwo Darnickiego Parku Leśnego), wśród innych dołów, w których spoczywają radzieckie ofiary bolszewizmu. Ich liczbę szacuje się nawet na 100 – 120 tysięcy. Jest to największe cmentarzysko ofiar stalinizmu na Ukrainie.

Można też sądzić, że w Chersoniu znajdują się szczątki co najmniej tysiąca obywateli polskich z listy ukraińskiej. Miejsce ich pogrzebania zostało starannie zakamuflowane i nie jest obecnie znane.

 

Białoruska lista katyńska: Kuropaty?

Z kolei na tzw. białoruskiej liście katyńskiej znajduje się (według różnych źródeł) 3680 lub 3387, lub nawet 4465 nazwisk. Tych więźniów zamordowano prawdopodobnie w mińskiej siedzibie NKWD przy ul Lenina 17, a zwłoki ukryto na innym sowieckim cmentarzysku – w pobliskich Kuropatach.

Obecnie wciąż brak możliwości zbadania zarówno dokumentów (białoruskiej listy katyńskiej), jak i miejsca kaźni oficerów zamordowanych na Białorusi. Wstrząsający jest opis ujawnionych niedawno masowych morderstw dokonanych przez NKWD w pobliżu Mińska w latach 1937-1941.Wg ostrożnych szacunków zamordowano tam od 30-100 tys. ludzi. Białoruski reżim nie pamięta o miejscach stalinowskich kaźni i nie pozwala na robienie jakichkolwiek dochodzeń. Znane są opisy tych wydarzeń przez świadków, które były dziećmi w tym czasie i obserwowały rozstrzeliwania skazańców. Być może znalazły się tam ofiary mieszkańców pobliskiego Polskiego Rejonu Narodowościowego im. Dzierżyńskiego. (zginęło co najmniej 40 tys. Polaków).

Podobne losy spotkały Polaków z Polskiego Rejonu Narodowościowego na Ukrainie w okolicach Żytomierza.

W 2002 roku pojawiła się informacja, że w „miejscowości Tawda na Uralu odkryto masowe groby z polskimi uniformami wojskowymi”. Ale nie byli to zabici na mocy rozkazu z 5 marca 1940r.

Należy także pamiętać, że 27 czerwca 1941 roku ostatnie, wycofujące sie oddziały sowieckie dokonały masakry czterech lwowskich więzień (szczególnie Zamarstynowa Brygidek), gdzie zginęło 7 - -8 tys. osób. Zabijano ich z karabinów maszynowych i granatami rzucanymi do cel. To samo działo się w Równem, Łucku, Kowlu, Stanisławowie, Kołomyi. W Berezowcu na Wileńszczyźnie NKWD zamordowało 4 tys. osób, w tym kobiety i dzieci. Zabijano więźniów w Prowieniszakch (500) i Wilejce. Do ewakuowanych kolumn więźniów na drogach z Wilejki do Borysowa i z Mińska do Ihumenia („marsz śmierci” około 20 tys. więźniów) strzelano z karabinów maszynowych.

W maju i czerwcu 1940 roku w ręce sowieckie wpadli oficerowie polscy internowani na Litwie i Łotwie oraz niewielka liczba Polaków z Estonii. Zostali oni internowani w obozie Kozielsk II - wojskowych i policjantów 2357 oraz w obozie juchnowskim (Pawliszczew Bor) - 2023 szeregowców i podoficerów. Z obozu kozielskiego w kwietniu 1941 roku za krąg polarny wysłano 1428, a z juchnowskiego 2495, wszystkich do obozów pracy.

 

Największa sowiecka tajemnica

Ten masowy mord na ponad 22 tysiącach obywateli polskich stał się największą sowiecką tajemnicą zanim jeszcze został dokonany. Ponieważ ogrom zbrodni był tak wielki, tajemnicy tej nie dało się ukryć. W październiku 1940 roku, podczas rozmów sądujących możliwość przeciągnięcia na stronę sowiecką polskich oficerów, którzy zostali oszczędzeni w masakrze w kwietniu i maju tegoż roku, ówczesny podpułkownik Zygmunt Berling zadeklarował, że stworzy dużą armię w ZSRR, pod warunkiem, że Sowieci oddadzą mu wszystkich polskich wojskowych niezależnie od ich poglądów politycznych a wtedy Beria odpowiedział: „My sdiełali s nimi krupnyju oszybku – oddaliśmy większość z nich Niemcom”.(wg innego zapisu rozmowa ta odbyła się w styczniu 1941 r. i to zastępcy Berii, Mierkułowowi, wymknęło się: „Nie, ci to nie. My sdiełali s nimi bolszuju oszybku”. Beria zaś usiłował ratować sytuację, powiedział:”Etich ludiej w Sowietskom Sojuzie niet. Oni ujechali za granicu”. Berling mógł wtedy uwierzyć Mierkułowoi, gdyż jeńców nieoficjalnie informowano, że zostaną ewakuowani gdzieś za granicę.

W dniu 22 czerwca (niedziela) 1941 roku (o świcie) Niemcy zaatakowali ZSRR. Premier Winston Churchill natychmiast przejął inicjatywę i jeszcze tego samego dnia zaproponował Moskwie wszelką pomoc w walce z nazistami. Odtąd główny ciężar walki z nimi miał ponosić ZSRR, a zatem to on stawał się obiektywnie najważniejszym sojusznikiem Zachodu. Rola Polski niezwykle zmalała.  Już 12 lipca został zawarty radziecko-brytyjski układ o współpracy wojennej, a 18 lipca radziecko-czechosłowacki układ o nawiązaniu stosunków dyplomatycznych, wzajemnej pomocy i utworzeniu czechosłowackich jednostek na terenie ZSRR.

Sikorski ponaglany przez Churchilla, 23 lipca 1941 r. wystąpił z przemówienie radiowym, w którym poruszył między innymi kwestie, od których uzależnił nawiązanie poprawnych stosunków dyplomatycznych z ZSRR. 30 lipca 1941 r. podpisano w Londynie z Majskim układ: „Rząd ZSRR uznaje, że traktaty radziecko-niemieckie z 1939 roku, dotyczące zmian terytorialnych w Polsce, utraciły swoją moc”, zwolnienie wszystkich obywateli polskich pozbawionych wolności  na terytorium ZSRR, a także utworzenie w Związku Radzickim polskiej armii.

W sierpniu 1941 roku zaczęto organizować ambasadę w Moskwie i armię polską w ZSRR, której dowódcą został mianowany gen. Władysław Anders, dwa dni wcześniej zwolniony z radzieckiego więzienia. 3 grudnia Sikorski złożył Stalinowi wizytę, podczas której uskarżał się na trudności przy zwalnianiu Polaków z więzień i łagrów i tworzeniu polskich oddziałów w ZSRR. Sikorskiego niepokoił los wielu tysięcy polskich oficerów wziętych do niewoli w 1939 r., a którzy nie zgłaszali się do armii. Stalin sugerował, że może ...uciekli do Mandżurii. Aby nie psuć dobrej atmosfery, Sikorski nie zareagował, jak na to zasługiwała bezczelna uwaga Stalina.

Zanim jeszcze gen. Anders przystąpił do formowania dowodzonej przez siebie armii, zaczął energicznie domagać się od Sowietów, żeby oddali mu wszystkich polskich oficerów. Ponieważ cały czas siedział na Łubiance, nie wiedział zatem o losie polskich oficerów, ale zdawał sobie sprawę, że musiało ich być około kilkunastu tysięcy i dlatego był zdziwiony, że powiedziano mu, iż nie może liczyć na więcej niż tysiąc. Po szerokich poszukiwaniach, które nie dały żadnych wyników, Anders był przekonany, że oficerowi ci nie żyją.

Po wyjściu armii Andersa z ZSRR stosunki polsko-radzieckie, zwłaszcza w marcu i w pierwszej dekadzie kwietnia 1943 roku tak się zaostrzyły, że w każdej chwili mogły być zerwane. I wówczas wybuchła sprawa Katynia. Postawiła ona rząd polski i osobiście gen Sikorskiego w bardzo trudnej sytuacji, z której prawdopodobnie nie było dobrego wyjścia.

Po zajęciu przez Niemców Smoleńska  już jesienią 1941 roku niemieccy wojskowi przeszukiwali las katyński. Polski wywiad z AK dowiedział się także o pogłoskach docierających z Katynia i został tam wysłany specjalny patrol w celu zorientowania sie w sytuacji. Poza tym ze stacjonującego tam oddziału wojsk niemieckich niektórzy  żołnierze natknęli się na fragmenty mundurów polskich wystających z ziemi. W końcu marca 1942 roku polscy przymusowi robotnicy kolejowi z Bauzugu (pociągu remontowego) natknęli się na masowe groby z ciałami w polskich mundurach oficerskich. Dokonali tego odkrycia dzięki miejscowej ludności, która ich o tym poinformowała. 18 lutego 1943 roku niemieckie władze wojskowe wszczęły wstępne  badania w terenie (chociaż o grobach wiedzieli już późną jesienią 1942 r.), a 27 lutego przesłuchali miejscowych świadków. Następnie raport z przesłuchania został wysłany do Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych. 29 marca wszczęto ekshumacje w celu ustalenia liczby ofiar.

W wyniku badań 13 kwietnia 1943 roku radio berlińskie nadało długi, szczegółowy komunikat informujący, że w lesie w pobliżu miejsca zwanego Kosogory (Kozie Góry), trzy i pół kilometra od Katynia przy stacji kolejowej i wsi Gniezdowo odkopano masowe groby polskich oficerów wziętych do niewoli przez Armię Czerwoną we wrześniu i październiku 1939 roku i zamordowanych strzałami z broni krótkiej w tył głowy. Przed tym komunikatem były podane dwa poprzednie 11 i 12 kwietnia, ale dopiero ten trzeci z 13 kwietnia nabrał światowego rozgłosu. Pewne wątpliwości budziła tylko podana liczba 10 do 12 tys., bo była albo za mała albo za duża. Niemcy nie orientowali się w dokładnej ilości polskich jeńców i myśleli, że wszyscy byli zamordowani w Katyniu.

[Osobiste wspomnienia dotyczące tego komunikatu...]

Początkowo Polacy, zarówno czynniki oficjalne jak i społeczeństwo w okupowanym kraju, podeszli do tych komunikatów z wielką ostrożnością, widząc naocznie w jaki sposób Niemcy postępowali w kraju. Jednak krajowe władze polskiego Państwa Podziemnego i dowództwo Armii Krajowej wydały poufną zgodę na organizowane przez Niemców wyjazdy przedstawicieli polskich organizacji humanitarnych do Katynia, a gdy wrócili, odebrały od nich relacje. Wszystkie one nie pozostawiały wątpliwości co do winy ZSRR. Natychmiast został o tym powiadomiony polski rząd w Londynie.

Niemcy zmusili również grupki polskich i anglosaskich jeńców wojennych do przeprowadzenia w Katyniu wizji lokalnej. Także oni uznali, że przedstawione im dowody potwierdzają winę radziecką, chociaż nie przyznali tego publicznie. Byli też przedstawiciele innych krajów sprzymierzonych z Niemcami i potwierdzili to samo. Niemcy w kontrolowanych przez siebie gazetach i na słupach ogłoszeniowych  publikowali listy ofiar Katynia, w miarę jak je identyfikowano.

Kreml zareagował na rewelacje Berlina komunikatem Radia Moskwa, nadanym 15 kwietnia 1943 roku o godz. 7.15, w którym stwierdzono, że Polscy jeńcy wojenni byli zatrudnieni latem 1941 roku przy robotach budowlanych na zachód od Smoleńska i wówczas wpadli w ręce żołnierzy niemieckich, którzy następnie popełnili na nich zbrodnię przypisywaną obecnie Sowietom. Nigdy wcześniej strona radziecka nie podała stronie polskiej takiej wersji „zaginięcia” jej oficerów. Poza tym nic nie wskazywało, że jeńcy pracowali przy robotach drogowych. Byli ubrani w zimowych mundurach i płaszczach, a buty nie były zniszczone, jak to powinno było stać się przy takich pracach.

Wszystkie rządy, zarówno alianckie, jak i państw Osi oraz ich sprzymierzeńców, zdawały sobie sprawę, że Berlin zdobył broń propagandową, zdolną rozsadzić koalicję antyhitlerowską. Winston Churchill ostrzegł gen. Sikorskiego, że „są rzeczy, które choć są prawdziwe, nie nadają się do ogłoszenia publicznie bez oglądania się na moment”.

Jednak Rząd Polski nie mógł milczeć. Mógł albo uznać wersję radziecką, albo też podjąć kroki zmierzające do wyjaśnienia wszystkich okoliczności. Ostatecznie splot okoliczności doprowadził do kryzysu. Rząd Polski zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o przeprowadzenie badań w Katyniu. Z podobnym wnioskiem zwrócili się także Niemcy. Tak się złożyło, że oba wnioski skierowane do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża zbiegły się w czasie – w jednym dniu 17 kwietnia 1943 r. Kreml skutkiem tego oskarżył Polskę o współpracę z Hitlerem, a niektórych członków jej rządu o prohitlerowskie sympatie. W nocy z 25na 26 kwietnia Związek Radziecki zerwał stosunki dyplomatyczne z Polską.

To był tylko pretekst, gdyż od dłuższego czasu Stalinowi bardzo zależało na tym aby  te stosunki zerwać. Już w końcu stycznia i przez cały luty 1943 roku odbywały się rozmowy pomiędzy Stalinem i Mołotowem z jednej a Wandą Wasilewską i Zygmuntem Berlingiem z drugiej strony. W ten sposób powstał Związek Patriotów Polskich, a 18 kwietnia 1943 roku, czyli na samym początku kryzysu katyńskiego, Biuro Polityczne WKP(b) wyraziło zgodę na utworzenie polskiej jednostki wojskowej. W ten sposób Stalin znalazł się bliżej sformowania prosowieckiego rządu polskiego.

Zaraz po ponownym zajęciu Smoleńska przez Armię Czerwoną w końcu września 1943 roku, utworzono Radziecką Komisję Specjalną, do zbadania zbrodni katyńskiej pod przewodnictwem członka Akademii Nauk ZSRR N. Burdenki. Komisja zakończyła pracę 24 stycznia 1944 roku. W komisji tej nie było żadnych obcych przedstawicieli ani nawet nie zaproszono nikogo ze ZPP i lub Armii Berlinga. Raport Komisji stwierdził, że zbrodni dokonali Niemcy na jesieni 1941. Raport podpisał Nikołaj Burdenko, który przed swoją śmiercią w 1946 roku złożył zeznanie B. Olszańskiemu, że zbrodni dokonało NKWD.

O tym, że polskich oficerów w roku 1941 (!) wymordowali Niemcy, po wizycie w miejscu zbrodni zdecydowali z sowieckiego nakazu pospołu przewodnicząca ZPP Wanda Wasilewska i dowódca podległego mu wojska, gen Berling, wydaje się być rzeczą zrozumiałą. Można także zrozumieć, że podczas wojny Churchill, który bez żadnej wątpliwości wiedział o tym, że zbrodni dokonali Sowieci, milczał w tej sprawie, jak też z tego samego politycznego powodu, aby nie doprowadzić do zerwania sojuszu z Sowietami, milczeli Amerykanie. (Roosevelt nie chciał w ogóle słyszeć i przyjmować żadnych dokumentów świadczących o tym, że zbrodni dokonali Sowieci. Takie dokumenty kazał niszczyć).

Zachodni sojusznicy posuwali się dalej, gdyż z uwagi na to, że wzrastało znaczenie ZSRR, pozwalali na szkalowanie lojalnego polskiego sojusznika. Jednak nie można zrozumieć powodów milczenia aliantów po wojnie w sprawie katyńskiej, zwłaszcza po tym – jak Kreml oszukał Zachód w kwestii porozumień jałtańskich, które przewidywały przeprowadzenie wolnych wyborów w państwach wyzwolonych przez Armię Czerwoną i już po rozpadnięciu się wojennego sojuszu z ZSRR.

W latach 1945 – 1946 na norymberskim procesie głównych hitlerowskich zbrodniarzy wojennych Związek Radziecki poniósł prawną, polityczną i propagandową klęskę w sprawie katyńskiej. Oskarżając Niemców o zamordowanie polskich oficerów Katyniu latem 1941 roku nie potrafił tego udowodnić, Po zeznaniach niemieckich oficerów wersja Kremla legła w gruzach. Jeden z obrońców  głównych oskarżonych, zapytał wówczas złośliwie: ”Czy mogę zadać oskarżeniu pytanie, kto ma być odpowiedzialny w sprawie Katynia”.Prowadzący rozprawę sędzia, usiłował ratować sytuację, powiedział: „Proponuję nie odpowiadać na tego rodzaju pytania”. Trybunał Norynberski sowieckich oskarżeń nie uznał, Niemców winą za Katyń nie obciążył, a N.D. Zoria, pomocnik prokuratora Rudenki, zginął w Norynberdze samobójczą śmiercią, stając się pierwszym z tych możnych Rosjan, którzy nie chcieli pogodzić się z fałszem. Było ich coraz więcej... A działacze z grupy Memorial  Tweru dotarli wreszcie do koronnego dowodu sowieckiej winy: we wrześniu 1989 roku odnaleźli pod swoim miastem, w Miednoje, zbiorowe groby rozstrzelanych jeńców z Ostaszkowa., a wiadomo, że Niemcy nigdy do tych okolic nie dotarli.

Od 1943 roku  władze bezpieczeństwa sowieckiego prześladowały wszystkich świadków sprawy katyńskiej. Mieszkańców wiosek położonych wokół Katynia wywieziono, a na ich miejsce sprowadzono innych. Świadków, którzy mówili cokolwiek  o tym co widzieli lub słyszeli, likwidowano. Ostatniego, Krwioziercowa, zamordowano w październiku 1947 roku w Anglii, gdzie się schronił przed sowieckimi agentami.

            Przez cały czas, aż do października 1956 roku, nie wolno było w Polsce mówić o Katyniu, gdyż za Bieruta groziło to więzieniem do kilku lat. Ale i po październiku, Gomułka, który zdawał sobie doskonale sprawę, że za to odpowiedzialny jest Stalin, mówił że polska racja stanu wymaga aby na ten temat milczeć. Za mówienie o Katyniu w okresie Gomułki i jego następców były trudności w pracy, ale zaprzestano upowszechniać kłamliwą wersję. Sam Gomułka przestraszył się tego gdy w 1957 roku w Moskwie, podpity Chruszczow, zaproponował mu, że następnego dnia , podczas wiecu przyjaźni polsko-radzieckiej, ogłosi, że to rzeczywiście Stalin kazał zamordować polskich oficerów w Katyniu. Wyperswadował mu, że to nie wystarczy, a ludzie będą wypytywali o szczegóły, o tym gdzie leżą inni oficerowie. To może doprowadzić do rozruchów i wypadków podobnych na Węgrzech. Od tej pory słowo Katyń zostało w Polsce objęte zapisem cenzury.

            Za to na emigracji ukazało się wiele publikacji na ten temat, książek oraz prelekcje w Radio Wolna Europa. Dopiero w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych sprawa katyńska znów odżyła, tym razem w podziemnych publikacjach nielegalnej opozycji. W połowie lat siedemdziesiątych w Krakowie, Badylak, żołnierz AK, dokonał publicznego samospalenia jako protest przeciwko kłamstwu o Katyniu.

            Prawdziwą i wciąż porażającą osobliwością sprawy katyńskiej jest, że żadna inna nie była tak długo, a starannie, ukrywana i zakłamywana. To nie Polacy, ale sami sprawcy tej masakry musieli uznać ją za przypadek najbardziej kompromitujący, skoro zalakowana koperta z podstawowymi dowodami nosiła w kremlowskim archiwum numer ewidencyjny „1” i przekazywana była sukcesywnie w ręce pierwszych sekretarzy KPZR, niemal jak czarna walizka z wiadomym guzikiem. Polacy nie ustawali w wysiłkach od pierwszej chwili w wyjaśnieniu sprawy katyńskiej, od rewelacji Józefa Mackiewicza, Swianiewicza, Zawodnego, akcję paryskiej „Kultury”, londyńskich „Wiadomości” i „Orła Białego”, od demarszów emigracyjnego rządu, które z reguły były blokowane przez aliantów, dbałych o dobre imię wschodniego sojusznika.

            Przełom nastąpił dopiero po rozpoczęciu pierestrojki w ZSRR. Sowiecki przywódca musiał przystać na dość natarczywe inicjatywy Polaków i zgodzić się na powołanie mieszanej komisji ds. wyjaśnienia białych plam. Taktyka Gorbaczowa była prosta: choć wiedział o wszystkim, to udawał, że nic nie wie. Jednakże zmiany w ZSRR następowały tak szybko, że ostatecznie do zbrodni przyznał się w imieniu Sowietów sam Gorbaczow. Jednak dopiero po jego obaleniu Borys Jelcyn w 1992 roku dostarczył prezydentowi Wałęsie kopie dokumentów potwierdzających, że jego poprzednik cynicznie kłamał, gdyż znał prawdę o Katyniu od samego początku.

            W rezultacie, dzięki wysiłkom Aleksandra Gieysztora (historyka) i Aleksandra Jakowlewa, byłego członka najwyższych władz partyjnych, dbającego jednak o dobre imię Rosji, doszło w końcu do publikacji (w Moskwie i Warszawie) w 1999 roku wspólnej pracy polskich i rosyjskich historyków „Katyń”. Zawiera ona wszystkie tajne papiery, zapięczętowane w pakiecie numer 1.

            Przypomnijmy na koniec, że od czasu procesu norymberskiego władze radzieckie kwalifikowały mord w lesie katyńskim jako zbrodnię przeciwko ludzkości i obstawały przy tym nawet po 13 kwietnia 1990 roku, gdy przyznały się do winy, a po rozpadzie Związku Radzieckiego stanowisko to podtrzymywała Rosja za prezydentury Borysa Jelcyna. Dopiero podczas drugiej kadencji Władymira Putina, rozpoczętej w 2004 roku, Kreml zmienił zdanie i rosyjska Prokuratura Generalna oznajmiła polskiemu Instytutowi Pamięci Narodowej, że odtąd nie uznaje masowego mordu w Katyniu za zbrodnię przeciw ludzkości, która – zgodnie z prawem międzynarodowym publicznym nie podlega przedawnieniu. Rosjanie nie podali motywów tej decyzji, zakończyli śledztwo, a 116 ze 183 tomów jego dokumentacji utajnili i odmówili przekazania Polakom. I tak trwa do dzisiaj.

------------------------------

Referat przygotował Eugeniusz J Majchrowski i wygłosił go w Domu Polskim na spotkaniu Polskiego Towarzystwa Kulturalnego – 11.04.2010

Andrzej Napora wyświetlił kilkunastominutowy film dokumentalny o Katyniu.


Log in to see & add comments.