Powiadają, że do trzech razy sztuka, to muszę się mieć na baczności, bo to już mój trzeci raz w roli coś w rodzaju recenzenta z imprezy, znowu muzycznej, tym razem dopiero bogatej! Przebogatej liczbą wykonawców, repertuaru, czasu i nakładu pracy, które potrzebne były na przygotowania i również czasu na wysłuchanie bogactwa programu, nie mówiąc już o bogatej liczbie słuchaczy odbierających bogate muzyczne i nie tylko wrażenia. End of Year Concert 2012 GP Music Studio odbył się 25 listopada 2012 roku, w gościnnych progach polskiego kościoła adwentystów dnia siódmego w Dandenongu, czyli już lekko ponad 2 tygodnie temu, pora zatem najwyższa odświeżyć wrażenia, które nieubłagany czas będzie powoli zacierał.
Póki co, jak tu zapomnieć cały korowód maleńkich ludzików, wystrojonych koncertowo – maleńcy panowie w bieli i czerni, z muszkami i krawatami, maleńkie panie w strojach galowych, wszyscy adekwatni do imprezy nie tylko strojem, ale i manierami!!! Właśnie, nie mogłam oprzeć się spostrzeżeniu, że GP Music Studio nie tylko uczy dzieci grać na fortepianie, ale uczy także prawdziwie dobrych manier muzycznych przyszłych muzyków, z których zapewne jakaś liczba zostanie kiedyś solistami. Od najmniejszych, prawie mikroskopijnych, począwszy - absolutnie każdy wykonawca potrafił docenić obecność zebranych słuchaczy, wykonując ciepłe ukłony i przed, i po swoim utworze, zachęcając do aplauzu i dziękując za niego, z uśmiechem, kiedy stress już odtajał! Nieco starsi wykonawcy mają już tę potrzebną manierę jako naturalny odruch – zdarzyło się, że występowały dwie siostry, skrzypaczka-solistka i pianistka-akompaniatorka. My jako słuchacze jakoś przegapiliśmy pojawienie się skrzypaczki, która zresztą stroiła instrument do pianina, i prawie była już gotowa, żeby zacząć grać, ale!!! Zabrakło braw publiczności! Siostra-pianistka przyszła w sukurs w mgnieniu oka – ciepłym gestem wskazała na solistkę i zachęciła nas, słuchaczy, do braw, sama pozostając w cieniu akompaniatorki. To bylo bardzo ładne i bardzo dojrzałe ‘koncertowo’.
Pamiętam, że kiedy zanim się wszystko zaczęło, kiedy tylko siadłam w fotelu i spojrzałam w program, pociemniało mi w oczach od liczby wykonawców. 46 do przerwy! Usprawiedliwiono nieobecność jedynie dwóch, jeśli dobrze pamiętam. Ale działo się to wszystko bardzo płynnie, te maleńkie utworki były czasem maleńkie, czasem troszkę dłuższe, bawiliśmy się za to wyśmienicie. GP Music Studio ma zresztą niemałe doświadczenie w organizowaniu tego rodzaju imprez i dobrze wie jak ustawić program. Zanim zatem pojawił się z powitaniem Master of Ceremony, zabrzmiał w duecie fortepianowym ‘Golliwog Cakewalk’ Debussy’ego. Nie znałam tytułu, ale rozpoznałam z łatwością muzykę, leci to bardzo często na mojej stacji radiowej z muzyką klasyczną, którą mam w tle przy absolutnie wszystkim co robię w domu i kiedy jestem w samochodzie. Wspaniały sposob, żeby się nauczyć bardzo wiele literatury muzycznej, poprzez słuchanie. To jak czytanie książek. Bardzo ładnie pomyślane było również to, żeby pierwszą część koncertu zakończyć znaną ‘Waltzing Matilda’, drugą rozpocząć hiszpańskim akcentem Pablo de Sarasate, a zakończyć przed prezentacją muzyki Alli Pavlovej – brawurową ‘Maskaradą’ Chaczaturiana.
Nazwiska wykonawców – w przeważającej mierze nie polskie!!! No więc byly i wystąpienia solowe, i duety rodzinne i duety fortepianowe nie-rodzinne, ale albo przyjacielskie, albo uczniowsko-nauczycielskie, albo po prostu studenckie! Nie nudziliśmy się żadną miarą, to na pewno. Mnie osobiście sprawiało niemało radości jak śledziłam tytuły maleńkich utworków i puszczałam wodze wyobraźni, bo bardzo ładne jest to, że dzieci się uczą na czymś, co jest bardzo ilustracyjne. Co ja na to poradzę, że kiedy np. mały David grał ‘Happy Bunny’, to ja widziałam nawet kilka naraz niesfornych królików jak skaczą na posesji moich znajomych, wszystkie z nich bardzo happy, trochę mniej happy właściciele posesji. No i fajnie było sobie wyobrażać tańczący deszcz, rozpoznać rytm polki i pierwszego walca, lekko powirować na staromodnej karuzeli i ...próbować się opędzić od mrówek w portkach!!! Program zresztą jakby narastał w trudność, powagę i również wiek wykonawców, jakby dojrzewał do większych nazwisk muzycznych, bo kiedy wszyscy rozpoznaliśmy z łatwością ‘The Entertainer’, to również zaczynały brzmieć miniaturki Smetany, Kabalewskiego, ba, Mozarta i Haendla. A ta część po hiszpańskim wystąpieniu Claudii to już w ogóle prezentowała duże nazwiska muzyczne. GP Music Studio ma zatem bardzo bogatą gamę studentów własnych i być może trochę pożyczonych, wiekowo również bardzo zróżnicowanych. Słuchało się ich wszystkich z ciepłem w sercu, po prostu tak. Ja mam słabość do tych maleńkich i młodych ludzi, którzy, czy to dopingowani przez rodziców, czy sami z siebie, pochylają się nad instrumentem i sprawiają tym wiele radości innym. Oczywiście paru studentów GP Music Studio rozpoznałam z poprzednich doznań muzycznych i z paroma z nich zagadałam. Miło.
O ostatniej części koncertu, poświęconego muzyce Alli Pavlovej, pisać mi najtrudniej. Nie tylko dotykam muzyki współczesnej, której nie znam dużo, ale dotykam też niemałego nazwiska muzycznego kogoś, kto ma już dosyć ustaloną reputację muzyczną w kraju swojego pochodzenia, w Rosji, i w kraju obecnego zamieszkania również, tzn. w USA, nazwiska, którego do niedawna nie słyszałam zupełnie, a moja znajomość z nim zaczęła się nawet nie od strony muzyki.
Myslę, że ta część koncertu samej Grażynie leżała ogromnie na sercu, bowiem obydwie panie, mniej więcej w tym samym wieku, są już w obecnej chwili dobrze czy blisko zaprzyjaźnione, poznały się nawet osobiście w czerwcu tego roku w Nowym Yorku.
Allę Pavlovą można obejrzeć, poczytać o niej i posłuchać jej muzyki na kilku stronach internetowych. Ja sama troszkę tego przejrzałam wczoraj zanim dzisiaj siadłam do pisania. Ładnie się prezentuje wizualnie w golfie i kostiumie koloru popiel i według mnie nawet urodą zdradza swoje pochodzenie. Jest rosyjską kompozytorką pochodzenia ukraińskiego, która w latach osiemdziesiątych pracowała również w bułgarskiej Sofii, ale od roku 1990 przebywa i tworzy już na Brooklynie w Nowym Yorku. Jeszcze w Sowieckiej Rosji miała szczęście mieszkać niedaleko takich sław jak Yuri Gagarin i Walentyna Tiereszkowa, w Nowym Yorku za to jest stosunkowo niedaleko od smutnego ground zero. Wiadomo, że jako emigrantka ze wschodnią duszą, gdziekolwiek będzie, zawsze będzie dawała wyraz chociaż odrobinie słowiańskiej zadumy, ma to po prostu wpisane w pochodzenie!
Tę część koncertu poświęconą jej muzyce prowadził nieoceniony młody człowiek Sammy Schlegel, przedstawiając nie tylko fakty biograficzne i wprowadzając słuchaczy w historię czy inspirację poszczególnych utworów, których słuchaliśmy, ale zasiadając również do fortepianu jako bardzo aktywny pianista zespolu smyczkowego. Grażyna z ukrycia, jak prawie zawsze, poprowadziła zespół w ‘Kołysance dla Ireny’, wczesnej kompozycji Alli /1972/, oryginalnie pisanej na skrzypce, fortepian i ksylofon, z arranżacją na zespół smyczkowy i ksylofon równie nieocenionego Romana Syrka. Ta kompozycja niesie ze sobą wiele ciepła, Alla napisała ją dla własnej córki. Mam tę ‘przewagę’ nad krytykami muzycznymi z prawdziwego zdarzenia /jeśli dobrze pamiętam z info na internecie, sama Alla pracowała kiedyś jako krytyk muzyczny/, że absolutnie nie znam się na mnóstwie spraw, na których oni się znają! Bratam się całym sercem ze słuchaczami, którzy mogą tak samo wiedzieć niewiele. Po prostu mówię, że coś mi się podoba, a coś nie i nie zawsze nawet umiem nazwać dlaczego tak czy dlaczego nie. ‘Kołysanka’ mi się podobała, posłuchałam jej już parę razy, bo była /i znowu będzie/ na UTube i nawet trochę zapamiętałam bardzo liryczną, jak przystało na prawdziwą kołysankę, linię melodyczną. Te drobniutkie uderzenia ksylofonu były bardzo stylowe.
Kiedy do fortepianu zasiadł dobrze nam już znany i chyba dobrze wśród nas się czujący Konrad Olszewski, usłyszeliśmy 6 miniaturek, bardzo prawdziwych impresji, na przemian płynnych, to znowuż podskakujących, w zależności od tego czy malowały nimfę wodną kąpiącą się w słońcu na skale rafy, czy smutek róży na grobie Homera, czy tańczącą kryształową małą ballerinę, czy np. lodowate serce królowej śniegu, wiadomo, ze przy czymś takim muzyka musi zabrzmieć złośliwie ostro! Te miniaturowe impresje miały za inspirację lekturę bajek Christiana Andersena i jak to jest w przypadku impresji - każdy ze słuchaczy ma prawo sam sobie wyobrazić scenerię do obrazu muzycznego. Można ich było posłuchać w wykonaniu Konrada jeszcze raz na UTube i szczerze polecam, kiedy będą za jakiś czas ponownie dostępne!!! Posłuchaliśmy też drugiej dobrej znajomej, Christiany Aloneftis, o której juz pisałam, tym razem na letnio w ładnym Royal Blue! Christiana śpiewała w pierwszej kolejności ‘We Are The Love’ /po rosyjsku/ do słów samej Alli i z dedykacją dla pierwszego męża, Stoyana /już nieżyjącego/. Tytuł pieśni na tyle wymowny, że słuchacze mają prawo zgadywać resztę. Ta pieśń była australijską premierą, nikt jej jeszcze nie śpiewał w Australii w hallu koncertowym. Druga pieśń Christiany, ‘Miss Me, But Let Me Go’, jest australijską i nawet światową premierą, Christiana jako pierwsza śpiewała ją publicznie na koncercie. Oryginalnie była skomponowana w 1997 jako muzyka do filmu, którego nigdy nie dokończono, ale, jeśli dobrze zrozumiałam informacje skompilowane na internecie przez Onno Van Rijen, Alla w jakimś sensie pracowała nad nią w wersji drugiej tuż przed September 11 i wlaściwie zadedykowała ją ofiarom tego dnia. Autor słów pieśni jest nieznany, ale tekst jest dosyć mocny i jednocześnie wzruszający, a kompozytorka miała nadzieję, że przyniesie odrobinę pociechy ludziom, którzy stracili w tym dniu swoich bliskich. Znalazłam słowa tej pieśni i podaję je w oryginalnym brzmieniu: ‘ When I come to the end of the road, And the sun has set for me, I want no rights in a gloom-filled room, Why cry for a soul set free’. Ta pieśń jest również ciepłą dedykacją dla Grażyny. Obie pieśni, wydaje mi się, nienajłatwiejsze dla nowicjusza, Christiana śpiewała z zespołem smyczkowym i Konradem przy fortepianie.
Tak przy okazji - Alla Pavlova skomponowała wiele pieśni na kobiecy głos solowy i mały zespół kameralny, jeszcze w czasach rosyjskich, również do słów największej poetki współczesnej Rosji Anny Akhmatovej, no i oczywiście romantyka, Aleksandra Puszkina, ale takze i innych poetów; krytycy utrzymują, że ta forma kompozycji jest bardzo bliska jej sercu, chociaż, poczynając od roku 1994 i Symfonii nr 1 ‘Farewell Russia’, ma w swoim dorobku muzycznym już aż osiem dużych form symfonicznych, a fragmentu ostatniej, ósmej symfonii można posłuchać na internecie i brzmi ona bardzo bardzo jak muzyka do filmu.
Podczas koncertu 25 listopada usłyszeliśmy jeszcze Nadię z akompaniatorką Anną Findlay /towarzyszka niejednego egzaminu Nadii/ w ‘Impromptu’. Ściągam teraz informacje z notatek Sammy Schlegela: Ten utwór powstał na życzenie kilku przyjaciół-skrzypków, którzy życzyli sobie mieć nowy utwór Alli na koncerty w Moskwie i Nowym Yorku. Napisała go w krótkim czasie, bo tylko taki mogła mieć, nawet tytuł ‘Impromptu’ to wyjaśnia, i jest on właściwie arranżacją na skrzypce i fortepian ostatniej sceny z jej baletu ‘Thumbelina’, w której to scenie Thumbelina spotyka Księcia. Ciekawe ilu ze słuchaczy, słysząc tę zapowiedź Sammy’ego, potrafiło sobie tę scenę wyobrazić jak ją malowała Nadia. Ten utwór już raz ujrzał światło hallu koncertowego i to nie byle jakiego: skrzypaczka Ivana Tomaskova i akompaniatorka Tamara Smolyar /Senior Lecturer in Music Performance and Coordinator of Piano/Keyboard at The School of Music-Conservatorium at Monash University/ zaprezentowały go jako australijską premierę 13 kwietnia w samym Melbourne Recital Centre.
Konrad zasiadł jeszcze raz do fortepianu, żeby zagrać ‘Summer Shower’ z ‘Summer Pictures’ oraz ‘Prelude’. Ponownie – te miniatury muzyczne są na moje wyczucie bardzo impresjonistyczne, Alla ocala w nich wrażenia chwili. Krople silnego deszczu, który ją kiedyś znienacka zmoczył na spacerze po Central Park w mglisty poranek. Chciałoby się widzieć jak ta mgła opada. Nagły a nieoczekiwany przypływ tęsknoty za matką. Niewiele o jej matce wiem, ale z całą pewnością musiała być wówczas daleko i nieosiągalna, żeby wywołać taką w pewnym momencie burzę uczucia. Bardzo ludzkie uczucie. A tak przy okazji – to kto z nas, emigrantów w Australii, nie zna tego rodzaju uczucia. Alla łapie i ocala tego rodzaju moment swoim talentem. Ja bardzo lubię impresjonistów, lubię jak łapią i ocalają moment. Tak to z nimi jest. Patrzą pod słońce na trawę i właśnie wydaje im się ona w słońcu fioletowa. I taką fioletową malują. Powstało w ten sposób niemało dzieł sztuki. Alla zatrzymuje moment chwili w muzyce. Jest dobrą improwizatorką i te kompozycje właściwie zaczynają się jako improwizacje i prowadzą, prowadzą, prowadzą... Z obowiązku coś w rodzaju recenzenta podaję, że te miniaturki w wykonaniu Konrada również były australijską premierą. Młodzi ludzie, dopiszcie to sobie niezwłocznie do CVs!!!!!
Obejrzeliśmy jeszcze Romana Syrka jako dyrygenta jednej z ostatnich kompozycji orkiestralnych Alli, utworu zatytułowanego właśnie ‘Improvisation’, z córką Alicją jako skrzypaczką-solistką, zespołem smyczkowym i Sammy Schlegelem przy fortepianie. Mam do tego utworu szczególną słabość, bo go po raz pierwszy uslyszałam na koncercie ostatniego kongresu polonijnego, a był to dokładnie dzień moich urodzin. Ma się to szczęście do upominków!
Co jeszcze powinnam napisać o ‘End of Year Concert 2012 GP Music Studio’? Że się GP Music Studio ładnie wzbogaciło o posiłki rodzinne? Jonathan w roli Master of Ceremony. Claudia jako jedna z ważnych wykonawczyń. Wydaje mi się, że rozpoznałam rodzinną twarz przy dystrybucji biletów. I na pewno były one przy refreshments po koncercie. Ładnie. Ja nie mam skali porównawczej z poprzednimi koncertami, notuję po prostu spostrzeżenia na bieżąco.
Wśród wykonawców była spora liczba dzieci ludzi, których znam i którzy są mi bliscy. Niektóre z nich prawie nie wiadomo skąd się wzięły, a już takie duże i koncertujące! Cały ten koncert to wielkie wydarzenie dla wszystkich, maleńkich, większych i dużych wykonawców. Z całą pewnością równie wielkie, jeśli nie większe, dla mam, tatusiów, cioć, wujków, dziadziusiów i babć. Właśnie jeszcze z jedną z takich dumnych babć zamieniłam słowo na parkingu, na odjezdnym.
Dla samej Grażyny - nie tylko koniec roku szkolnego i widoczny efekt pracy, a więc satysfakcja zawodowa, ale również ciepło w sercu, że bardzo ładnie udało jej się zrobić wiele, żeby zaprezentować i przybliżyć muzykę kogoś bliskiego, z kim nawiązała piękną przyjaźń. To dużo więcej niż tylko szczególne uznanie dla Alli z okazji jej szczególnych urodzin. Zapewne każdemu ze słuchaczy zapisze się to w pamięci jako coś, co tylko więź przyjaźni może zainspirować i czego więź przyjaźni może dokonać. Również Alla dała wyraz tej przyjaźni. Zainspirowana pieśnią kompozycji Adama ‘The Places of the Heart’, którą Chrissy niepowtarzalnie interpretuje swoją piękną barwą głosu, zadedykowała ostatni swój utwor jaki słyszeliśmy całej muzycznej rodzinie Pińkowskich ze słowami ciepłej przyjaźni. To bardzo ładne, że takie rzeczy w tym dziwnym naszym świecie się zdarzają. Naprawdę ładne.
Pamiętam, że kiedy jeszcze nie miałam pojęcia co o tym koncercie napiszę, wiedziałam jak będzie brzmiało pierwsze i ostatnie zdanie. Pierwsze już napisałam. Ostatnie jest takie:
W drodze powrotnej do domu rozmawialiśmy o tym, ze Grażynie należały się duże kwiaty, których jej jednak nie daliśmy... /lidia gmurkowska, 11th December 2012/
Linki
Alla Pavlova webpage - http://www.allapavlova.com/
“Places of the Heart” - http://www.youtube.com/watch?v=btuR083ZBvw
Komentarze
PIEKNA RELACJA. DZIEKUJE W NOWYM ROKU 2013 TAK SAMO LEKKIEGO PIORA ZYCZAC