Katolicyzm rozwija działalność misyjną
Wersja dźwiękowa:
Audio player will not be visible in the editor.
Do not centre or colour this content, as it will be done automatically.
Przez około 150 lat po reformacji rzymskokatolicy gorliwie nawracali na swoją wiarę mieszkańców nowo odkrytych lądów. W ten sposób Kościół katolicki starał się powetować straty poniesione w Europie wskutek reformacji. W tym czasie kraje rzymskokatolickie – Hiszpania i Portugalia – zdominowały dziedzinę badań i odkrywania nowych lądów. Ich królowie otrzymali od papieża zlecenie zewangelizowania krajów podbitych przez odkrywców. Dominikanie, franciszkanie i jezuici wyruszali z kolejnymi wyprawami, a ich gorliwość w głoszeniu wiary katolickiej niewiernym dorównywała pragnieniu zdobywania zamorskich przypraw, złota i nowych szlaków handlowych.
Problemem, jaki towarzyszy wszelkim poczynaniom misyjnym, jest kwestia różnic kulturowych. Kultura to określony sposób, w jaki żyje ludzka społeczność, przekazany przez poprzednie pokolenia. Wyróżnia ona daną grupę spośród innych. Działalność misyjną komplikuje fakt, iż sposób, w jaki ludzie wyrażają swoją religijność, jest kształtowany właśnie przez kulturę i na odwrót. Misjonarze wczesnochrześcijańscy zastanawiali się, w jaki sposób mają się odnieść do kultury pogańskiej. Czy powinni zakazać lub zniszczyć wszelkie formy pogaństwa, by ustanowić biblijną wiarę, czy też powinni szukać w pogaństwie tego, co dobre, i wykorzystać to w pozytywny sposób? Pierwsze podejście byłoby podbojem, a drugie – przystosowaniem.
Zwrot ku agresywnej ewangelizacji
We wczesnych wiekach chrześcijaństwa praktykowano w misji ideę kulturowego przystosowania, ale w średniowieczu rozwinęła się odmienna postawa. Najpierw organizowano krucjaty celem pokonania muzułmanów, a potem przez wieki prześladowano i mordowano chrześcijańskich heretyków. Takie działania nacechowane przemocą były właściwe dla agresywnej dominacji, która zastąpiła przekonywanie ludzi do ewangelii w większości poczynań misyjnych. Toczono brutalne wojny, a w Nowym Świecie nierzadko dochodziło do szeroko zakrojonego, planowego niszczenia pogańskich świątyń i bożków. W XVI wieku Hiszpan Pizarro pokonał potężne imperium Inków, a Cortes zniszczył wielkie imperium Azteków w Meksyku. W 1531 roku rzymskokatolicki biskup Meksyku donosił, że zniszczono 500 świątyń i 20 tys. pogańskich bożków. Ziemie podbite i splądrowane przez konkwistadorów (hiszp. conquistador=zdobywca) podzielono i oddano na własność hiszpańskim żołnierzom.
Początkowo polityka Hiszpanii wobec Indian gwarantowała hiszpańskim kolonistom prawo do wykorzystywania ich do pracy niewolniczej w kopalniach i na plantacjach. Nierzadko cała wieś należała do jednego hiszpańskiego posiadacza ziemskiego. Wskutek okrutnego traktowania i śmiertelnych chorób w ciągu jednego stulecia populacja Ameryki Łacińskiej zmalała z około 20 mln do zaledwie 4 mln. Ponieważ Indianie byli winni barbarzyńskich czynów i bałwochwalstwa, Hiszpanie uważali, że mają prawo do traktowania ich w sposób brutalny i surowy. Wojna przeciwko nim była według Hiszpanów usprawiedliwiona, podobnie jak wojna Izraelitów przeciwko bezbożnym Kananejczykom. Wskutek wysokiej śmiertelności wśród Indian do pracy w hiszpańskich koloniach przywieziono ponad 11 mln afrykańskich niewolników.
Niektórzy misjonarze usprawiedliwiali brutalne traktowanie Indian, twierdząc, że dzicy ludzie nie mogą zostać przyprowadzeni do chrześcijaństwa bez użycia siły. Inni jednak otwarcie potępiali okrucieństwa popełniane w imię Chrystusa. W latach 1493-1820 Hiszpania wysłała do obu Ameryk ponad 15 tys. misjonarzy. W ciągu piętnastu lat po podbiciu Meksyku przez Hiszpanię rzymskokatoliccy misjonarze ochrzcili ponad 5 mln Meksykanów, przy czym nieraz odbywało się ponad 1000 chrztów dziennie. Ponieważ te masowe chrzty były dokonywane pod przymusem, większość nowych wyznawców katolicyzmu nie porzucała swoich pogańskich wierzeń. Nieraz łączyli pogańskie rytuały z katolickimi zwyczajami i świętami, a mieszanka chrześcijańskich wierzeń z pogańską magią i zabobonami nadal jest bardzo popularna w Ameryce Łacińskiej.
Początek misji protestanckich
Ogólnoświatowa misja protestancka została zainicjowana przez Williama Careya (1761-1834), uznawanego za twórcę ruchu misyjnego w protestantyzmie. Był on angielskim szewcem. Nie posiadał formalnego wykształcenia, ale tak bardzo chciał posiąść umiejętność czytania, iż uczył się i kształcił samodzielnie. W wieku osiemnastu lat został chrześcijaninem, a wkrótce później pastorem zboru baptystycznego w miejscowości Moulton.
W wyniku studium Biblii i osobistych obserwacji Carey doszedł do następujących wniosków. Po pierwsze, obowiązkiem wszystkich ludzi jest okazać skruchę, uwierzyć i przyjąć zbawienie przez zaufanie Jezusowi. Po drugie, obowiązkiem wierzących jest oznajmić ewangelię całemu światu. Był przekonany, że zbawienna prawda Słowa Bożego nie jest prywatną własnością Europejczyków. Nie zgadzał się z powszechnym twierdzeniem, że skoro Bóg decyduje, kto jest uratowany, a kto zgubiony, to wierzący nie powinni się martwić zbawieniem innych ludzi. Po trzecie, skoro zdobywcy przyłączyli do budowanych przez siebie imperiów całe narody pogańskie, to mogli również je zewangelizować i przyprowadzić do Boga. Carey utrzymywał, ze skoro zdobywcy byli w stanie poświęcić wszystko dla finansowych zysków, to wierzący powinni wykazać nie mniejszą determinację, by pozykać zgubionych dla królestwa Bożego.
W 1792 roku Carey, wraz z jedenastoma innymi baptystami, założyli Baptystyczne Towarzystwo Misyjne. W ciągu następnego roku, razem z rodziną, wyruszył do Indii. Był przekonany, że aby dzieło misyjne było naprawdę skuteczne, chrześcijaństwo musi zostać osadzone w kulturze i tradycji kraju, w którym jest głoszone. Wyznaczyło to kierunek wszystkich przyszłych misji chrześcijańskich.
Współczesny misjonarz musi nauczyć rozumieć ludzi, którym przedstawia ewangelię. Musi znać ich język, historię, zwyczaje, a ponad wszystko religię. Zazwyczaj ludzie, wśród których pracują misjonarze, są wrogo nastawieni do innych kultur i podejrzliwi wobec obcych. Pragną pozostać wierni swojej religii i kulturze, przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Jedynie mocą Ducha Świętego serca mogą zostać poruszone, by porzucić tradycyjną religię i przyjąć dar zbawienia przez wiarę w Jezusa Chrystusa.
Przez 25 lat Carey niestrudzenie studiował hinduskie wierzenia i zwyczaje. Bez finansowego wsparcia jakiegokolwiek Kościoła, wbrew różnego rodzaju przejawom wrogości i rozmaitym trudnościom, zorganizował rozwijającą się sieć stacji misyjnych. W 1824 roku nie tylko wybudował już kilka kościołów, założył szkoły i uruchomił drukarnię, ale także przetłumaczył całą Biblię na sześć miejscowych języków i nadzorował jej tłumaczenie na kolejne 24 hinduskie dialekty.
Pod koniec XIX wieku niemal każdy chrześcijański Kościół był zaangażowany w zamorską działalność misyjną. W przeciwieństwie do wcześniejszych działań misyjnych, współcześni misjonarze udawali się do swojej pracy bez wsparcia ze strony państwa i przekonywali do przyjęcia ewangelii wyłącznie przy pomocy słowa, bez użycia przemocy. Głoszenia ewangelii towarzyszył szeroki wachlarz działań humanitarno-charytatywnych. Programy misyjne w ramach działalności pomocniczej obejmowały zakładanie i prowadzenie szkół, szpitali, gospodarstw rolnych, zakładów przemysłowych i ośrodków szkolenia rdzennej ludności.
Kim Luter był dla reformacji, tym Carey był dla współczesnej misji. Musiała ona zostać przekształcona, podobnie jak chrześcijańskie wierzenia musiały zostać zreformowane trzy wieki wcześniej. Nie tylko bowiem postrzeganie miłości Jezusa i Jego nauczanie, ale także wiara i ewangelizacja zostały wypaczone wskutek ludzkiego egoizmu i chciwości.
Zanik i odrodzenie religijności
Istotnym czynnikiem w rozwoju Stanów Zjednoczonych było ciągłe poszerzanie terytorium na zachód kontynentu. W latach 1792-1821 do pierwotnych trzynastu stanów dodano dziewięć nowych. Te trzy dekady cechowały się stopniowym zanikiem duchowego rozwoju i aktywności. Większość mieszkańców pogranicza podchodziła obojętnie do spraw religii. Walka z Indianami, pijaństwo i powszechne bezprawie były znakami tamtych czasów. Ponadto szeroko odczuwany wpływ europejskiego deizmu i ateizmu prowadził do coraz częstszych przejawów sceptycyzmu. Przypuszczalnie najbardziej wpływowym amerykańskim deistą był Thomas Paine, którego broszura The Age of Reason (Wiek rozumu) stanowiła otwarte odrzucenie wiary chrześcijańskiej. Większość Kościołów nie potrafiła skutecznie przeciwdziałać temu kryzysowi niewiary, jako że w tym czasie jedynie 5-10% Amerykanów należało do jakiegokolwiek Kościoła.
Podobnie jak pierwsze wielkie przebudzenie (1720-1760) duchowo ożywiło Amerykę w XVIII wieku, tak drugie wielkie przebudzenie (1800-1830) odnowiło zainteresowanie biblijną wiarą i życiem chrześcijańskim. Niezwykłą cechą drugiego wielkiego ożywienia były spotkania namiotowe. Ludzie zabierali ze sobą prowiant i kilka dni spędzali w namiotach rozstawianych wokół jednego dużego, w którym odbywały się zgromadzenia religijne. Wieczorami między długimi rzędami namiotów płonęły obozowe ogniska i latarnie zawieszone na gałęziach drzew. Dniem i nocą słychać było potoczyste kazania, gorliwe modlitwy i szczere wyznania grzechów. Tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci łączyło swe głosy w ewangelicznych pieśniach. Była to doskonała okazja dla objazdowych kaznodziejów do głoszenia zbawienia ludziom, do których nie docierały Kościoły. Spotkania nacechowane głębokim klimatem emocjonalnym, czasami przeciągające się długo w nocy, zazwyczaj kończyły się płomiennymi apelami, po których setki osób na kolanach poświęcało swe życie Jezusowi.
Bezpośrednim rezultatem drugiego wielkiego przebudzenia było powstanie towarzystw misyjnych i biblijnych oraz zakładanie licznych chrześcijańskich collee’ów. Pojawiła się ogromna potrzeba kształcenia pastorów, wydawania literatury chrześcijańskiej i szkolenia ludzi do działalności misyjnej. Pierwszoplanowym celem towarzystw misyjnych i biblijnych było zaniesienie ewangelii do domów ludzi nieuczęszczających do kościoła, w tym zwłaszcza ludności z pogranicza, Indianom i niewolnikom. Z czasem ten kierunek działania został poszerzony o działalność misyjną poza granicami Stanów Zjednoczonych.
Amerykańskie Kościoły a niewolnictwo
Największym wyzwaniem dla Stanów Zjednoczonych w pełnym zawirowań dziejowych wieku XIX był problem niewolnictwa. Niewolnictwo w Ameryce Północnej rozpoczęło się 20 sierpnia 1619 roku, gdy dwudziestu afrykańskich niewolników wysadzono na ląd z holenderskiej fregaty w mieści Jamestown w angielskiej kolonii Wirginia. Gdy 150 lat później podpisano Deklarację Niepodległości, co piąty mieszkaniec kraju był Afrykaninem albo potomkiem Afrykanów. W czasach kolonialnych wykorzystywanie pracy niewolniczej było powszechnie akceptowaną praktyką. Nie tylko posiadacze ziemscy, ale nawet przywódcy narodu i kler posiadali niewolników. W 1830 roku w Stanach Zjednoczonych było ponad 2 mln niewolników. Za każdym razem, gdy do USA przyłączano nowy stan, gdy osadnicy wyruszali na nowe ziemie, zadawano sobie pytanie: Czy na nowym terenie wprowadzić niewolnictwo, czy też wszyscy powinni tam być wolni?
Patrząc wstecz, można się zastanawiać, jak demokratyczny naród, rządzony według chrześcijańskich zasad, mógł pozwolić na zniewolenie milionów istot ludzkich. Niewątpliwie złożyło się na to wiele czynników, ale my skupimy się na dwóch najważniejszych. Po pierwsze, przemawiały za tym racje ekonomiczne. Wynalezienie odziarniarki do bawełny w roku 1792 i rozwój fabrycznego przemysłu bawełnianego w stanach północnych zmieniły nastawienie wobec niewolnictwa. W krótkim czasie bawełna stała się najważniejszym produktem Stanów Zjednoczonych, a na Południu panowało przekonanie, że nie da się jej uprawiać z zyskiem bez pracy niewolniczej.
Po drugie, istniały powody religijne. Większość chrześcijan w koloniach nie widziała powodu, by sprzeciwiać się niewolnictwu, jako że od czasów nowotestamentowych w Kościele byli zarówno niewolnicy, jak ich posiadacze. Początkowo tylko kwakrzy i amisze zdecydowanie wypowiadali się przeciwko niewolnictwu. Gdy ruch przeciwko niewolnictwu rozszerzał się, właściciele niewolników zaczęli bronić go, twierdząc, że jest to instytucja chrześcijańska: Czyż Izraelici nie mieli niewolników? Ani Chrystus, ani pisarze nowotestamentowi nie zabraniali niewolnictwa. Przedstawiano je nawet jako dobrodziejstwo, jako że służyło wyrywaniu Afrykanów z pogaństwa, otwierało im możliwość korzystania ze zdobyczy nowoczesnej cywilizacji, jak również dawało okazję do przyjęcia chrześcijańskiej wiary.
Abolicjoniści oświadczali, że niewolnictwo jest przeciwne ewangelicznej złotej regule postępowania i duchowi chrześcijaństwa. W czasach biblijnych porywanie ludzi było zbrodnią, a co najważniejsze, wszyscy ludzie są potomkami Adama, a zatem mają równy status i powinni być jednakowo traktowani. Co ciekawe, zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy niewolnictwa posługiwali się Biblią na poparcie swoich stanowisk. Wskutek tego doszło do poważnego rozłamu między chrześcijanami z Południa a chrześcijanami z Północy. W latach 1845-1861 baptyści, metodyści, prezbiterianie i anglikanie podzieli się na odrębne denominacje, południowe i północne, właśnie z powodu stanowiska w kwestii niewolnictwa.
Doszło zatem do wojny domowej, w której życie straciło prawie 620 tys. ludzi. Jakże tragiczne jest to, iż tak wielu musiało zginać, by Stany Zjednoczone dostrzegły wreszcie największą skazę na swoim marzeniu o chrześcijańskiej demokracji. Nawet po zniesieniu niewolnictwa kwestia segregacji rasowej nie została rozwiązana aż do połowy XX wieku.
Po raz kolejny okazało się, że przemocą można osiągnąć jedynie dość ograniczone efekty, zazwyczaj w sferze prawodawstwa. Prawo ustanawiające równość pomiędzy ludźmi nie jest jednoznaczne z autentycznym braterstwem. Konflikty rasowe, rywalizacja i nierówne traktowanie są zbyt głęboko zakorzenione, by można je było usunąć przy pomocy ustaw wprowadzających sprawiedliwość społeczną. Te postawy wypływają z ludzkiego serca, wypaczonego przez grzeszny egoizm. Prawem można wymusić zewnętrzną uległość, ale tylko wewnętrzna obecność Chrystusa może wytworzyć prawdziwe współczucie. Nowe prawa przynoszą częściową poprawę, ale tylko nowe serca są ostatecznym rozwiązaniem, gdyż pozwalają nam miłować i szanować bliźnich, niezależnie od tego, jak bardzo się od nas różnią.
Ruch adwentowy i adwentystyczny
Z drugiego wielkiego przebudzenia w latach 30. XIX wieku wyłonił się ruch znacznie różniący się od poprzednich amerykańskich ożywień religijnych. Gdy Jezus został wywyższony przed ludźmi, ruch adwentowy z mocą podkreślał bliskość Jego powtórnego przyjścia. Zapowiedzi tego kulminacyjnego wydarzenia zostały przez większość Kościołów zapomniane, a to z uwagi na popularny wówczas pogląd, iż przed powtórnym przyjściem Chrystusa świat przez całe milenium (1000 lat) będzie się cieszył powszechnym pokojem.
Gdy kaznodzieje adwentowi, tacy jak William Miller, głosili, iż powtórne przyjście Chrystusa nastąpi w 1843, a potem w 1844 roku, ci, którzy uwierzyli w to zdumiewające przesłanie, byli albo wykluczani, albo dobrowolnie odchodzili ze swoich Kościołów.
W miarę, jak duchowieństwo stawało się coraz bardziej wrogie wobec poglądów ruchu adwentowego, milleryci (zwani także adwentystami) zaczęli organizować spotkania namiotowe. Ten sposób ewangelizacji pozwolił kaznodziejom swobodnie głosić adwentowe poglądy, pomimo wzrastającej opozycji. Szacuje się, że w latach 1841-1844 na północy Stanów Zjednoczonych około 100-250 tys. ludzi opuściło swoje Kościoły i przyłączyło się do millerytów.
Gdy wbrew odważnym przepowiedniom millerytów w 1844 roku Chrystus nie przyszedł, nastąpiło wielkie rozczarowanie. Choć większość uczestników ruchu konsekwentnie porzuciła adwentowe poglądy millerytów, niewielka grupa wierzących stała się zalążkiem współczesnego Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Zamiast uznać rozczarowanie za upokarzającą pomyłkę, pojęli je jako wybrany przez Boga sposób dokończenia dzieła rozpoczętego przez reformację. Przyszedł wówczas czas na pełniejsze zrozumienie głoszonego Słowa Bożego. Adwentyści nie patrzyli wstecz z żalem, ale otrząsnęli się po przeżytym rozczarowaniu i zrozumieli potrzebę głoszenia ewangelii całemu światu w świetle sądu, który, jak wierzyli, rozpoczął się w niebie.
Kościół adwentystyczny rozumie, iż jest szczególnym ruchem powołanym przez Boga w czasach ostatecznych, by dokończyć dzieło powierzone pierwotnie uczniom Jezusa. Jako adwentyści dnia siódmego wierzymy, że Pan dał każdemu a nas szczególną misję – zwiastowanie ewangelii Chrystusa w kontekście trójanielskiego poselstwa. To poselstwo oświeci świat i zwróci uwagę ludzi na szczególne zagadnienia, z którymi muszą się zapoznać, jak również pozwoli wierzącym przygotować się na powtórne przyjście Zbawiciela.
KONIEC
Komentarze