W Kościele | Wydane 2011/10/30

Pr Romuald Wawrzonek – PL cz.1

Pisze Romuald Wawrzonek
Najstarszy na świecie żyjący polski pastor adwentystyczny

Wersja dźwiękowa:

Wawrzonek PL
Audio player will not be visible in the editor.
Do not centre or colour this content, as it will be done automatically.

Są różne chwile w życiu człowieka: zabaw – w wieku dziecięcym; poznawania świata i ludzi – w wieku dorastania; planowania na przyszłość i odnoszenia sukcesów (lub porażek!) – w wieku dojrzałym; a później?  - to czas zwalniania i przemyśleń...

Raz w roku jest w życiu każdego człowieka dzień – ROCZNICA zwiększająca cyfry, a przy tym coraz częściej ucieka się od realiów codzienności – myśli biegną jakby na „biegu wstecznym” w odległą przeszłość. Wspominając to co było, coraz częściej  uciekamy w swój drugi świat, świat starych dat, połamanych i spłowiałych fotografii, zacieniających się obrazów minionych chwil, miejsc i osób.

Wspominane dawne dnie może nie zawsze były „perliste”, ale mają w sobie coś z klejnotów i coś z łez! I... mimo wszystko – piękne jest to, co w nas zostało.

Żeby we wspomnieniach „przedłużyć” przemijający świat, zwracam się od kilku lat do różnych osób o podzielenie się ich wspomnieniami. Można się tak wiele z nich nauczyć, porównać swój los z losem innych ludzi i...można dojść do wniosku, że nasze życie nie było takie najgorsze, pozbawione barw czy miłych przeżyć – było po prostu inne!

Zwróciłem się do pr. Wawrzonka, jakiś czas temu, o podzielenie się swoimi wspomnieniami z życia osobistego i z pracy kaznodziejskiej w Polsce, a  później wiele lat w polskich kościołach adwentystycznych w Australii. Żałuję, że tak późno zabrałem się za zachowanie „od zapomnienia” wspomnień na papierze i w internecie – dla pocieszenia i nauki czytającym.

Pr Romuald Wawrzonek jest obecnie najstarszym żyjącym polskim pastorem, który spisał te wspomnienia – ku chwale Bogu za przeżyte lata, a jeżeli ktoś odnajdzie znajome miejsca czy nazwiska – niech powspomina dawne czasy, a może... podzieli się z innymi częścią swoich przeżyć.

Bogusław Kot 

 

 

 

 

Powołanie do pracy misyjnej i pierwsze lata pracy w kościele

Adwentystów Dnia Siódmego

pr Romuald Wawrzonek 

01_original

 

 

    Lata spędzone w Brześciu n/Bugiem opisałem szeroko w książce pod tytułem: „Zapiski od początku”.  Był to długi okres czasu od moich urodzin w 1923 roku do 1945 roku, aż do zakończenia drugiej wielkiej wojny światowej.

   Mój ojciec w Brześciu był pracownikiem Polskich Kolei Państwowych – kierownikiem warsztatów mechanicznych. 7 klas szkoły podstawowej ukończyłem w Brześciu n/Bugiem i zacząłem uczęszczać do gimnazjum ogólnokształcącego, gdy naukę przerwała mi wojna w 1939 roku.  Podczas okupacji uczęszczałem na tajne komplety w zakresie  gimnazjum ogólnokształcącego i pracowałem w warsztacie mechanicznym maszyn do pisania.

   Po wojnie rodzina nasza przeprowadziła się z Brześcia do Piotrkowa/Trybunalskiego, gdzie była duża grupa adwentystów -  zbierała się w małej kaplicy na drugim piętrze (na poddaszu) przy mieszkaniu brata Edwarda Bujaka i jego mamy.

   Do pracy w Dziele Bożym powołany zostałem w 1945 roku na pierwszym organizacyjnym zebraniu w Radomiu, które zwołał kaznodzieja Jan Kulak. Mając 22 lata powołany zostałem do pracy w naszym kościele. Był to czas zaraz po wielkiej wojnie. W kraju nie było jeszcze normalnej komunikacji. Kaznodzieje i pracowanicy misyjni z różnych stron kraju zjechali  do Radomia takimi środkami komunikacji jakie wtedy isniały. Jedni pociągami towarowymi, inni samochodami ciężarowymi. Ja jechałem pociągiem towarowym z Piotrkowa Tryb. do Radomia  razem z bratem Edwardem Bujakiem i Andrzejem Smykiem. Pociąg towarowy jechał bardzo wolno, bo ludzie, którzy nie zmieścili się w wagonach, jechali również na dachach i na zderzakach. Z powodu braku miejsc, w czasie postoju mieliśmy ostatnią przesiadkę do tędru parowozu, gdzie był węgiel.

     Pierwsze organizacyjne zebranie pracowników odbyło się w mieszkaniu miejscowego pastora Mariana Kota. Przyjechali bracia: Emil Niedoba, Aleksander Kruk, Jan Gomola i jego brat z Czechosłowacji Józef Gomola, Andrzej Smyk, Edward Bujak, Jan Skrzypaczek, Jan Kulak, miejscowy pastor Marian Kot, ja oraz inni bracia ze zboru w Radomiu. Na tym zebraniu powołany zostałem do pracy w naszej misji w zborach: Piotrkowie Tryb. i Tomaszowie oraz w grupach: Radomsku, Budach Porajskich i Częstochowie. Na tym samym zebraniu powołany został do pracy misyjnej również br. Jan Skrzypaszek, który byl kolporterem. Na tym zebraniu w sobotę kazanie miał kaznodzieja Józef Gomola. Kazanie mialo tytuł; „Widzieć Jezusa”. Byłem bardzo wzruszony i przejęty wydarzeniami zebrania. Pamiętam nawet wszystkie teksty biblijne z tego kazania i treść tego kazania od początku do końca. Do domu wracałem samochodem towarowym z chęcią wiernego służenia Jezusowi, którego również chcieli zobaczyć Grecy, „którzy przyszli do Filipa z prośbą: „Panie chcemy widzieć Jezusa.” (Ew. Jana 12, 2-23).  Wtedy w tym okręgu zbór w Piotrkowie był największy. W Tomaszowie było wtedy tylko kilka rodzin, ale mieli swoją małą kaplicę na nabożeństwa. W Radomsku zbierało się kilka osób w mieszkaniu jednej bardzo gościnnej siostry w Chrystusie.  W Częstochowie była wtedy tylko jedna rodzina, u której odbywały się nabożeństwa. To była rodzina państwa Bocianów. Matka była adwentystką, mąż był bardzo przychylny zasadom adwentystów, często bywał na nabożeństwach i mieli dorastającą córkę. Na nabożeństwa przychodziła również bardzo zainteresowana Ewangelią pani Ociepina. Ona i później jej mąż, który przyjechał po wojnie z robót przymusowych we Francji, przeżyli bardzo ciekawe doświadczenie wiary. Historia ta opisana była przez moją mamę w polskim miesięczniku „Słudze Zboru.” Oboje, mąż i żona zostali ochrzczeni i byli bardzo wiernymi członkami naszego kościoła.

    W międzyczasie uzyskałem maturę licealną w gimnazjum Bolesława Chrobrego w Piotrkowie Tryb. i w roku 1948 przeniesiony zostałem do pracy misyjnej w Krakowie. Zamieszkałem przy ul. Lubelskiej 25 i tam w 1949 roku, w ciągu jednego roku szkolnego ukończyłem trzyletnie Seminarium Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, ze wzgłędu na to, że maturę licealną ukończyłem wcześniej. Uczęszczałem tylko na przedmioty biblijne, które wykładał wtedy pr Andrzej Maszczak. Resztę czasu poświęcałem na pracę misyjną w Wieliczce, Krakowie i okolicach Krakowa. Osoby przygotowane do chrztu świętego w Wieliczce chrzcił pastor Andrzej Maszczak w rzece Wiśle.   

 

02_original

Jedno z pierwszych zebrań pracowników misyjnych w Polsce zaraz po wojnie, gdy Przewodniczącym Uniii był pr Jan Kulak

   Od lipca 1949 roku zaangażowany zostałem do pracy w charakterze pracownika misyjnego w Białymstoku i w okręgu. Odwiedzałem zbory: Krasnąwieś, Soce, Iwanki, Ostrów-Mazowiecki i grupy. Pracę w Białymstoku rozpocząłem z gronem nielicznej tam młodzieży. A oto niektóre imiona z tych czasów, które zapamiętałem: Danusia i Halina Bukin, Irenka Zieniewicz, Bożenka Walińska i Irena Żwańska. Była też grupa dorastających dzieci. Ta grupa młodzieżowa przygotowała program misyjny, z którym udaliśmy się do Iwanek. Aby dostać się do tej wioski, trzeba było iść od przystanku autobusowego piechotą 17 kilometrów drogą przez pola i lasy. Członkowie zboru w Iwankach zbierali się wtedy w małej kaplicy zbudowanej obok gospodarstwa Siemienowiczów, gdzie przeprowadziliśmy przygotowany program misyjny składający się z pieśni, deklamacji i przemówienia. Podobna grupa wierzących zbierała się wtedy na nabożeństwa w Socach, w domu Antoniuków. Tam również trzeba było od autobusu iść 10 kilometrów piechotą przez pola i lasy. Brat Antoniuk znając okolice, chętnie pomagał organizować pracę misyjną w okolicznych wioskach. We wsi Trześciance, w chacie jednego z przyjaciół Antoniuka zorganizowałem pierwsze zebranie ewangelizacyjne, na które wieczorem przybyło tak dużo ludzi z wioski, że domek nie mógł wszystkich pomieścić. Ludzie stłoczeni byli w przyległych komnatach, a większość stała na dworze przy otwartych oknach i słuchali mnie, młodego pracownika biblijnego jak głośno przemawiał z Biblii o powtórnym przyjściu Chrystusa na ziemię, o znakach końca świata i zbawieniu z łaski wyjednanym przez krew Jezusa. W środku pomieszczenia lampa naftowa gasła z powodu braku tlenu przy takiej dużej frekwencji słuchaczy. Podobne zebrania ewangelizacyjne mieliśmy w innych domach tej samej wioski Trześcianka, we wiosce Ulicówce, ciągnącej się 1 kilometr długości, zawsze przy takiej wielkiej frekwencji.

     Inaczej wyglądała praca misyjna w zborze Krasnejwsi. Tam zbór miał wybudowaną dużą własną kaplicę a członkowie tego zboru przyjeżdźali furmankami z okolicznych wiosek oraz z Dubna odległego 5 kilometrów. Z Białegostoku do Gregorowiec trzeba było jechać pociągiem, a od pociągu do Krasnejwsi było tylko 7 kilometrów piechotą. Starszym Zboru w Krasnejwsi był wtedy  br.Dmitruk. On i jego żona śpiewali psalmy na pamięć. Wszyscy członkowie tego zboru byli utalentowanymi śpiewakami i tworzyli wspaniały chór, śpiewając na głosy, na  pamięć pieśni syońskie. Zebrania ewangelizayjne odbywały się w kaplicy wieczorami w niektóre tylko dni tygodnia. Nie trzeba było ani zapraszać, ani ogłaszać kiedy będą zebrania ewangelizacyjne, ponieważ dobrym zaproszeniem i znakiem o zebraniu ewangelizacyjnym było bardzo silne światło lampy, kupionej w tym celu. Dmitrukowie wieźli na furmance zapaloną lampę przez całą wieś. Lampa ta, pompowana gazem naftowym, ze specjalną koszulką dawała tak silne rzadko spotykane światło, że jadąc z nią przez wieś oświecało wszystkie domostwa i to był znak. że jest czas aby iść na zebranie ewangelizacyjne. Wielu było takich, którzy przyszli z samej ciekawości zobaczyć tą niezwykłą lampę. Wyniki tej pracy były pomyślne. Wielu gospodarzy zainteresowało się naukami Pisma Świętego, otrzymywali lekkcje biblijne i  podejmowali decyzje przyjęcia chrztu i przyłączenia się do kościoła.

     Aby udostępnić ludziom poznanie Ewangelii w odległym Dubnie jechałem z Białegostoku autobusem, a następnie szedłem piechotą do wioski Dubno i zatrzymywałem się u bardzo gościnnej i życzliwej rodziny Muśków. W Dubnie prowadziłem ewangelizację inaczej niż w Krasnejwsi i Trześciance. Na każde zebranie przygotowywałem rysunki i wykresy z proroctw, takie jak: posąg z drugiego rozdziału księgi Daniela, cztery bestie, znaki końca świata opisane przez Jezusa, niewiastę obleczoną w słońce z księgi Objawienia 12 rozdział i inne. Zainteresowanie było duże. Po pierwszym wykładzie proroctwa drugiego rozdziału Daniela, pamiętam jak podeszła do mnie niewiasta i prosiła, by powiedzieć jej z Biblii o wszystkim co powinna czynić, aby otrzymać zbawienie. Ona uwierzyła na podstawie proroctwa drugiego rozdziału Daniela, że czas w którym żyjemy jest ostatni i historia świata kończy się. W niedługim czasie przyjęła chrzest święty, przyłączyła się do kościoła adwentystów i uczęszczała na nabożeństwa w Krasnejwsi.   Podróżowanie w okręgu białostockim nie było łatwe. Na przykład raz, podczas zimy, udałem się do Dubna autobusem. Wysiadłem na przystanku autobusowym na pustej zaśnieżonej szosie wieczorem i udalem się w daleką drogę wiodącą do Dubna. Droga szeroka, na dwa koła furmanki, zasypana była śniegiem po kolana. Po obu stronach drogi były głębokie wykopy do spływu wody w czasie letnich opadów. Idąc, kierowałem się tym, by nie schodzić w wykopy, chociaż często głęboko wpadalem w śnieg. Był późny wieczór i ciemniało, a z pobliskich lasów dochodziły przeciągłe wycia wilków, a dookoła wielka pustka. Dalej iść drogą było wielkim ryzykiem, a wracać na szosę do przystanku też nie dawało gwarancji, czy  nadejdzie jeszcze ostatni autobus, więc szedłem dalej modląc się o Bożą ochronę.

Nieoczekiwanie przyszła pomoc, gdy nadjechały sanie zaprzężone w dwa konie, jadące od szosy w kierunku Dubna. Woźnica zatrzymał konie i kazał mi wsiadać na sanie mówiąc, że podróż wieczorem wśród śnieżnych zasp jest bardzo niebezpieczna.

     W Białymstoku pracowałem misyjnie zupełnie innym systemem. Wybralem kilka ulic przedmieścia i idąc od domu do domu pukałem do każdych drzwi, mając w ręku Biblię, zachęcając, by przyjęli Słowo Boże jako pokój i zbawienie. Spotkałem osoby zainteresowane Słowem Bożym. Niektórzy stawiali pytania, zapraszali na dalsze rozmowy i w ten sposób znalazłem osoby, szczególnie niewiasty, zainteresowane Biblią, które później odwiedzałem i miałem z nimi lekcje biblijne. Tam, gdzie zainteresowane niewiasty mieszkały na jednej ulicy, tam udało mi się zorganizować małe grupy pań i mieć z nimi lekcje biblijne. W niedługim czasie dwie panie z tych zainteresowanych przyjęły chrzest święty i stały się członkami zboru w Białymstoku. Odwiedzałem również baptystów, którzy zapraszali bym przemawiał w ich kaplicy, ale tam nie było zainteresowania poselstwem adwentowym.

W tym czasie w całym kraju wyszło zarządzenie o tak zwanej „dyscyplinie pracy.” Kilka osób zboru białostockiego było zatrudnionych w państwowych zakładach budowlanych. Po ogłoszeniu ustawy o dyscyplinie pracy, nasi bracia otrzymali ostry nakaz pracy w soboty. Ponieważ bracia: Połoński, Jarosławski i siostra Murawiejska nie poszli w sobotę do pracy, otrzymali wezwanie do sądu. Wtedy udałem się z nimi na tą sprawę do sądu, modląc się, aby Bóg był im łaskawy. Prokurator komunista, w długim przemówieniu potępiał oskarżonych, nazywając ich wrogami narodu i powiedział, że demoralizują innych pracowników, a swoją religię stawiają wyżej ponad rozporządzenia władz kraju w którym mieszkają. Zdawało się, że wyrok sędziego będzie bardzo srogi. Sędzia pytał oskarżonych, czy to jest prawdą, że nie pracują w soboty? Oskarżeni powiedzieli, że jedyną przyczyną dlaczego nie przyszli w sobotę do pracy było to, że zachowują przykazania Boże, a czwarte przykazanie Bożego Dakalogu głosi, by święcić dzień sobotni. Prokurator jeszcze raz potępił ich i sąd dobiegał końca. Wtedy zgłosiłem się z prośbą, czy mogę mówić w ich sprawie. Sędzia zapytał: Kim ja jestem ? Powiedziałem, że jestem duchownym kościoła adwentystów i pozwolił mi przemawiać. Powiedziałem, że my adwentyści  zachowujemy wszystkie 10 przykazań Bożych i to czyni ludzi uczciwymi, solidnymi, pracowitymi i można na takich ludziach polegać. Tych troje członków kościoła znam osobiście i oni właśnie takimi są... Sędzia, po któtkiej naradzie z doradcami wydał wyrok że: Połoński, Jarosławski i Murawiejska mogą mieć sobotę wolną od pracy pod warunkiem, że w niedzielę będą odrabiać za soboty w innym przedsiębiorstwie budowlanym i ich  kierownik będzie o tym powiadomiony. Niewymowna radość była u tych trzech oskarżonych osób oraz całego zboru z takiego wyniku sprawy. Po dwóch latach pracy misyjnej w Białymstoku i okręgu, powołany zostałem do pracy misyjnej w Warszawie w charakterze pracownika misyjnego.

 

 

03_original

Zdjęcie z zebrania pracowników, gdy Przewodniczącym Unii był pr. Stekla

 W Warszawie pracowałem od grudnia 1950 roku do kwietnia 1951 roku i następnie dostałem przeniesienie do miasta Łodzi, bo tam nie było żadnego pracownioka.

04_original

Zdjęcie pracowników w Bielsku Białej wraz z Gośćmi z Dywizji – pr. Tarr, pr. Lindsey i pr. King. Przewodniczącym Unii w Polsce był wtedy pr. Stekla

W Łodzi 1 lutego 1952 roku otrzymałem awans na kaznodzieję próbnego. 9-go stycznia 1952roku zawarłem związek małżeński  z Krystyną Ostapowicz. 29-go lutego 1953 roku urodziła się nam córka Ewa, Małgorzata. W Łodzi przy usilnych staraniach u Władz Miejskich, zbór łódzki otrzymał duże pomieszczenie pofabryczne na piętrze przy ul. Pomorskiej. Po dużym remoncie z udziałem członków zboru, urządzono tam dużą i ładną kaplicę. Z małej kaplicy przy ul. Gdańskiej, która mieściła się nad masarnią, członkowie zboru przenieśli się do nowej przestronnej kaplicy, z której zbór korzystał poźniej jeszcze wiele, wiele lat. Chrzty odbywały się w małym jeziorze niedaleko Łodzi, na które najczęściej przyjeżdźał pr Włodzimierz  Siemienowicz z Warszawy

     Po 6-ciu latach pracy w Łodzi, jako próbny kaznodzieja przeniesiony zostałem do pracy misyjnej w Bielsku-Białej. Zamieszkaliśmy przy ul. Piastowskiej. Dnia 12 września 1959 roku, na wielkim zebraniu okręgowym otrzymałem święcenia kaznodziejskie przy udziale Przewodniczącego Generalnej Konferesncji pr Figurra.

05_original

Na zjeździe w Bielsku Białej (około 2 tyś. uczestników) byłem wyświęcony na kaznodzieję adwentystów

Na Śląsku pracowałem w charakterze kaznodziei okręgowego, okręgu Bielsko-Cieszyńskiego, usługując w 9-ciu dużych zborach i 7-miu grupach tego okręgu. W tym czasie co roku prowadziłem ewangelizacje w zborach Bielsko-Biała i Dziedzice, i na przemian – Bielsko-Biała i Jaworze tak przez 4 lata.

06_original

Śpiewa mały chór w zborze w Bielsku Białej.

Chrzty odbywały się zawsze w Skoczowie, w rzece Wiśle. W tym czasie pierwszy największy chrzest, jaki miałem w rzece Wiśle było 32 osoby. W tym okręgu miałem również radość zorganizować jeden nowy mały zbór w Zaborzu.

07_medium

W Skoczowie, w rzece Wiśle odbywały się duże chrzty. Jest to jedna z 32 osób, która przyjmowała wtedy chrzest w Wiśle.

 

    Od września 1961 roku objąłem  pracę misyjną okręgu katowickiego ze zborami: Katowice, Bytom, Wirek, Tarnowskie-Góry, Mikołów i Gliwice. Ewangelizacje prowadziłem tylko w Katowicach, gdzie chrzty odbywały się w grupach lub pojedyńczo. Mieszkaliśmy wtedy w Zabrzu aż do czasu wyemigrowania do Australii. W Polsce pracowałem w misji naszego kościoła 19 lat.

                                   

Komentarze

Anonymous (Barbara) 13 years ago *

Piękne są takie wspomnienia,serdecznie pozdrawiam