W okazałą bramę cmentarza Botanical Garden Cemetery w Sprinvale wjeżdża się z bardzo ruchliwego traktu miejskiego – Princes Higway – ileż to już razy przyszło przemierzyć ten szlak ostatnimi laty. Mogę śmiało napisać, że powstaje tu bodajże „największy kościół polskich adwentystów w Australii”, którzy „śpiąc”- oczekują na powtórne przyjście swojego Zbawiciela.
Nad nimi szumią drzewa eukaliptusowe, w ich gałęziach śpiewa w słoneczne dni różnorodne ptactwo i skrzeczą różnobarwne papużki...
Odprowadzamy coraz częściej tych, którzy przed laty przyjeżdżali do Australii w poszukiwaniu swobody wyznawania swojej wiary, poprawy warunków bytu – pracowali, cieszyli się wolnością, wspólnotą w adwentystycznych polonijnych kościołach, które z radością i często z wielkim wysiłkiem budowali. Niestety – dla każdego przychodzi kres wędrówki ziemskiej i pojedynczo odchodzą w krainę ciszy, gdzie czekają na dzień: „... w którym Pan objawi się. I nie będzie już chmur, łzy przestaną w oczach lśnić, Pokój zapanuje znów. Hen, na złotym brzegu tam, Jakiż dzień, wspaniały dzień da mi Pan...”.
Była to ulubiona pieśń Marysi Bartosik, którą żegnaliśmy 15 lipca 2011 r. w Boyd Chapel . Wyznam... że nie mogłem śpiewać... rozpłakało się serce... pociekły po policzkach łzy... pieśń uwięzła w gardle.
To była pieśń dla Marysi - zawsze do każdego uśmiechniętej, mającej miłe słowo dla każdego, niosącej pomoc każdemu, kto jej potrzebował; usługującej swymi darami w zborze, poświęcającej czas Rodzinie tzn. mężowi Januszowi, jedynej córce Kornelce z mężem Mick – pamiętającej o Rodzinie w Polsce.
Były czytane wspomnienia córki Kornelki o Mamie, a czytała je po angielsku Małgosia Kelly – nie dało się tego po prostu przeczytać, ani wysłuchać obojętnie.
Tą samą treść po polsku powtórzył Józef Stekla, a kazaniem okolicznościowym służył pr Jan Krysta, w którym zaznaczył, że Marysia w tych doświadczeniach nauczyła się pogodzenia z losem. Choć pragnęła żyć – walczyła o nie do ostatka... musiała umrzeć. Odeszła z wiarą w Boga. Na koniec w pewnej chwili otworzyła oczy i szeptem powiedziała swojej córce Kornelce – „I love you”.
Te trzy lata Jej zmagań z chorobą i Jej spokój ducha, pogodzenie się z wolą Bożą – niech będą przykładem dla nas!
Grał zespół: Adriana Krysta – wiolonczela, Nadia Widuch – skrzypce, Pweł Ustupski – skrzypce, przy organach – Mirek Stekla.
W czasie prezentacji elektronicznej obejrzeliśmy historię życia Marysi. Prezentacja ta na podkładzie muzycznym pieśni „Stary Krzyż”, kończyła się zdjęciem Marysi i przez kilkanaście sekund czułem jakby Marysia na „Stary Krzyż” Golgoty, składała krzyż swoich cierpień... trochę smutnawy uśmiech... spojrzenie przepełnione nadzieją.
To była Marysia...
Powitanie w kaplicy cmentarnej i pożegnanie nad grobem dokonał pr Paweł Ustupski, tłumaczył na język angielski Przemek Wrzos.
W ostatnich słowach pr Paweł podkreślił, że cały tydzień była pogoda zimna i deszczowa – a dziś ukazało się błękitne niebo i pocieszające słońce – to dla Marysi.
Trumnę z pięknym wieńcem opuszczono w dół... opadły ostanie białe róże – znak miłości Rodziny... Nie dało się pokonać smutku i żałoby nie mierząc się z bólem i nie przeżywając cierpienie...
Januszu, Kornelko i Mick – musicie się uczyć nowej sztuki życia bez Żony i Mamy, a my wszyscy na ile to będzie możliwe i potrzebne – chcemy Wam w tym pomóc...
Komentarze