Felietony | Wydane 2019/03/10

Jezus naszą jedyną satysfakcją

Pisze Herb Larsen

Była połowa października 1955, kiedy mała grupa członków rodziny zdecydował, że potrzebują trochę przygód. Potrzebowali uciec od wyścigu szczurów, w którym ugrzęźli. Byli prosperującymi budowlańcami, kontraktorami w Południowej Kaliforni. Budowali miliardowe domy w Beverly Hills. Tak więc przenieśli się do buszu.

Bez elektryczności, bieżącej wody z toaletami na zewnątrz. Nie wiem czy ktokolwiek z was widział taki wychodek? Wiem, że wielu z młodego pokolenia nigdy tego nie doświadczyło, ale gdy na zewnątrz jest minus 40 stopnia ty musisz potrzebujesz wyjść do toalety, to bardzo szybko zrezygnujesz z tego po co miałeś się tam udać.

Kiedy wychodzisz na zewnątrz w taką pogodę jest to na prawdę straszne. Żyliśmy w takich warunkach przez 7 lat, bez elektryczności czy bieżącej wody. Były to prymitywne warunki. Mieliśmy lampy naftowe i lampy na ropę. Pamiętam, że lampy naftowe trzeba było pompować ręcznie, kwik-kwik-kwik i gdy zaczęły syczeć głośniej i głośniej oznaczało to, że mieliśmy światło każdego wieczora.

Chcę wam powiedzieć, że dla nas dorastających dzieciaków to była utopia, to była jedna wielka przygoda. Ale nie było to łatwe dla naszych rodziców, którzy byli przyzwyczajeni do luksusów których teraz nie mieli. Mieszkali w małych kabinach, musieli polować na łosie, sarny i co tylko było potrzebne aby przeżyć. Tak właśnie żyliśmy na północy.

Rodzice pracę za worek ziemniaków, marchewki lub czegokolwiek innego, gdyż pieniądze jakie mieli przeznaczyli na zakupienie ziemi w Północnej Brytyjskiej Kolumbii, w górnej części rzeki Fraser, nad Mighty River. Mama opowiadała jak musiała chodzić z 20 litrowymi wiadrami nad brzeg rzeki, żeby napełnić je i wracać pod górę żeby ręcznie prać brudne pieluchy.

Kiedy dorastałem nie mieliśmy żadnych rozrywek. Nie było telewizji, nie mieliśmy nawet radia.

Tak mieszkaliśmy w całkowitym buszu. Ale właśnie dlatego, jako dziecko musiałem pozwolić swojej wyobraźni wymyślać wiele rozrywek. Nie mieliśmy pieniędzy na wymyślne zabawki jakie dzieci mają dziś.

Tak więc braliśmy kawał drewna i nasza wyobraźnia tworzyła z niego piękną łódź. Potem wbijaliśmy gwóźdź w tylnej części tego drewna i to były nasze motorówki.

Wiedzieliśmy ile koni mechanicznych one posiadały, jakiej były długości i tak bawiliśmy się godzinami przeżywając przygody w naszych malutkich, drewnianych łódeczkach. Czy bawiłem się sam czy też z moim kuzynem, to wszystko tylko było wytworem naszej wyobraźni.

Tak więc wiele lat wzrastałem w takich prymitywnych warunkach aż w końcu przenieśliśmy się w bardziej cywilizowane miejsce. Gdy miałem 13 lat dostaliśmy pierwszy telewizor.

Z powodu mojej wspaniałej wyobraźni byłem w stanie wyobrazić sobie różne rzeczy. Wprawdzie moja nauka w szkole została wykreślona, gdyż większość czasu aż do ukończenia liceum spędzałem na marzeniach. Marząc wyobrażałem sobie siebie jako osobę sławną., za którą ganiają wszystkie kobiety. Wyobrażałem sobie siebie jako gwiazdę hokejową idącą odebrać medal ligi MVP. Dzięki wyobraźni, mogłem patrzeć w przyszłość co do tego kim chciałbym być i co miałbym w życiu robić.    

Oczywiście, wbrew opiniom innych, uważam siebie za normalnego. Chciałem odnosić w życiu sukcesy i wyobrażałem sobie siebie czyniącego niesamowite rzeczy, ponieważ to właśnie chciałem robić w przyszłości.

Tak więc kiedy ukończyłem liceum, miałem zamiar podjąć pracę.  Poszedłem jednak do collegu. Od tej chwili pozwoliłem mojej wyobraźni naprawdę zastanawiać się nad tym co miałbym robić w życiu. Nadszedł czas by się zastanowić nad swoją karierą.

Wyobrażałem sobie co będę robić gdy ukończę college. W końcu ukończyłem studia. Miałem zamiar dokonać tego i tamtego. Chciałem dostać się na studia artystyczne, na studia muzyczne i na różne inne kierunki. Tak więc ruszyłem w drogę, bo miałem to wszystko przed oczyma.

Ale sprawa była następująca: dorosłem jako chrześcijanin.

Moi rodzice byli chrześcijanami, więc wyrastałem chodząc do kościoła. Uczęszczanie do kościoła i to czego się tam nauczyłem miało na mnie wpływ. Podobało mi się wszystko czego się uczyłem, ale nigdy nie mogłem pojąć miałoby to zaowocować w moim życiu.

Mówili o życiu w pełni o tym że Bóg pragnie zrobić z ciebie kogoś wielkiego, ale tak się nie stało.

Idąc przez życie przede wszystkim przyglądałem się mojemu zgromadzeniu a potem czytając Biblię mówiłem:"Hmm, to co widzę w księdze Dziejów Apostolskich nie przekłada się na to co obserwuję w moim kościele dzisiaj.”

Zaczęło mnie niepokoić  to co widziałem, gdyż zacząłem zauważać, że to co czytałem i to co ludzie mi mówili o chrześcijańskiej drodze życia, wcale się nie pokrywało.  

Co więcej, nie tylko wzrastałem w domu chrześcijańskim, uczęszczając do kościoła, ale gdy poszedłem do 1 klasy mój ojciec odczuł powołanie i uznał, że w jego życiu wciąż brak celu i postanowił zostać kaznodzieją. Wrócił na uniwersytet i podjął studia teologiczne.

 Ojciec rozpoczął studia ja pierwszą klasę w szkole chrześcijańskiej. Tak wyglądało moje wykształcenie. Pierwszą klasę, szkołę średnią i college, ukończyłem w chrześcijańskiej szkole.

Pełne 16 lat mojej edukacji  spędziłem w szkole chrześcijańskiej. To powinno korzystnie wpłynąć na mój związek z Jezusem. Powinno dać mi znaczące życie duchowe, ale z jakiegoś powodu nie dało.

Co więcej, mam ojca który zostaje pastorem, pastorem odnoszącym wielkie sukcesy i już samo to powinno dać mi dużo, ale nie dało. Więc starałem się zrozumieć dlaczego tak jest, że tak wspaniale mówią o drodze chrześcijańskiej a ja nic takiego nie przeżywam  i nie widzę aby ktokolwiek inny przeżywał coś podobnego.

Co więcej, zacząłem przyglądać się ludziom aby zdecydować czy Bóg dzisiaj jest taki sam, jakim był kiedyś. Ponieważ w Dziejach Apostolskich jak i na innych miejscach w Biblii, Jezus czynił nadzwyczajne rzeczy, Wow, chciałbym je widzieć , więcej, mieć w nich udział.

Więc jak już wiecie, czytałem te historie i przyglądałem się ludziom. Ale przyglądałem się ludziom, którzy patrzyli na mnie krytycznym okiem. Kiedy byłem nastolatkiem, niektórzy z was  może o tym nie wiedzą, ale dzieci pastorów mają pewną reputację. Nazywają je PK’s [dzieciaki pastorów] i ja byłem takim PK. Mieć taką reputację  to nic dobrego,  a taki dzieciak  traktowany jest jak „święty postrach”. Cóż, ja dobrze pasowałem do takiego opisu. Prawdą było, że nie chciałem psuć reputacji dzieciom pastorów i przez wiele lat byłem rebeliantem, aż wreszcie zrozumiałem że to mi też nic nie dało.

Nie utrzymywałem kontaktów z nikim z kościoła, ale kiedy przechodziłem ten okres buntowniczy ludzie z kościoła przychodzili do mnie mówiąc:
„nie powinieneś tak się zachowywać, bo twój ojciec jest pastorem”. Zwracano mi uwagę że miałem długie włosy, nawet wtedy gdy nie byłem w kościele. A kiedy już byłem, to zakładałem włosy za uszy ale nosiłem szerokie dołem spodnie, więc ludzie podchodzili do mnie ganiąc moje postępowanie. Mówili „pochodzisz od diabła”. Wtedy patrząc im w oczy mówiłem „widocznie tak jest jeżeli przychodzicie z pozycji duchowej, mówiąc; że jestem w błędzie i pochodzę od diabła”.

Patrząc na ich życie mówiłem „to wy jesteście niewypałem, jesteście nudni, nie macie mi nic do zaoferowania. Jeżeli tak ma wyglądać chrześcijańskie życie, to dlaczego miałbym tego chcieć. Nie byłbym w stanie znieść takiego życia.” Dlatego w końcu doszedłem do wniosku jak powinno wyglądać życie z Bogiem.

Skończyłem szkołę. Z pędem rzuciłem się w kierunku kariery i wszystko za co się łapałem dawało lepsze wyniki niż się spodziewałem.  Chciałem pracować na własną rękę. Zawsze myślałem, że chciałbym pisać. Lubiłem, przebywać na wolnym powietrzu, pod gołym niebem, więc chciałem o tym pisać, rozpocząłem pisać artykuły na własną rękę. Otrzymałem wiele listów odmownych, ale kiedy po raz pierwszy mój artykuł miał się ukazać w znanym, kolorowym czasopiśmie, nie mogłem się doczekać.

Powiedziano mi, że gdy opublikują mój artykuł to otrzymam kopię czasopisma pocztą. Przyszła poczta, w pośpiechu otworzyłem stronę, gdzie widniało moje nazwisko grubym drukiem: Herb Larsen autor artykułu.

Kiedy przeczytałem artykuł i spojrzałem na moje nazwisko, to z jakiegoś dziwnego powodu uczucie jakiego się spodziewałem nie spełniło się. Natychmiast postawiłem sobie nowy cel: muszę znaleźć się w większym i lepszym czasopiśmie. To jeszcze nie był koniec. Od tamtej chwili po prostu nie byłem zadowolony i zdecydowałem skierować część mojej uwagi na sztukę.

Powodem dla jakiego zwróciłem się w kierunku sztuki była właściwie moja mama, Gdy byłem jeszcze dzieckiem, według mojej dziecięcej opinii uważałem, że mama była dręczycielką. Musiałem wtedy brać lekcje muzyki, lekcje gry na pianinie a w 3 klasie mama zorganizowała mi lekcje malowania farbami olejnymi z grupą starszych babć w miasteczku, gdzie ojciec był pastorem.

Tak więc jako trzecio klasista malowałem martwą naturę farbami olejnymi z grupą babć. Zastanawiałem się teraz czemu tak naprawdę chcę to robić. Po pierwsze miałem zaplecze. Kiedy zrozumiałem że pisanie nie dawało mi zadowolenia, satysfakcji i uczucia że coś znaczę, że naprawdę coś osiągnąłem, przerzuciłem się na sztukę.

Tym sposobem rozpocząłem rysowanie i malowanie, próbowałem różnych sposobów i technik, próbując zwrócić uwagę ludzi na moją sztukę, ale nigdy mi się to nie udawało.

W końcu pewnego dnia natknąłem się na rysunek z mojego dzieciństwa. Mój ojciec był również pilotem i latał w celach misyjnych do Arktycznej Kanady. Gdzieś w tamtejszym buszu zapoznał kolegę, również pilota, który latał na DC4 frachtowcem dla mojego brata, a ja na przyczepkę latałem z nim, 500 mil na północ od Koła Arktycznego.

Tam spędzaliśmy wiele czasu z Eskimosami, których mogłem szkicować i fotografować. W końcu postanowiłem namalować tych ludzi. Zgadnijcie co?  Wyglądało na to, że wszyscy ludzie dookoła chcieli posiadać obrazy tubylców kanadyjskich.

Tak więc rozpocząłem malować tubylców kanadyjskich z różnych szczepów i różnych Indian. W krótkim czasie sprzedawałem obrazy w Chicago w Nowym Jorku, Toronto i Los Angeles. To dało początek kariery malowania dla gwiazd Hollywood i innych ważnych osobistości.
W prasie ukazały się artykuły na mój temat.

I nagle doszło do mojej świadomości, że w tej dziedzinie zaszedłem dużo dalej niż mogłem kiedykolwiek o tym marzyć, a to nadal nie dawało mi satysfakcji. Dlaczego muszę wystawiać sobie nowe cele, by osiągnąć to czego pragnę?

Gdy byłem jeszcze w college mama napisała do mnie kiedyś list, w którym mówiła: “Kiedy podróżowałam kiedyś z twoim ojcem, byliśmy zmęczeni i zatrzymaliśmy się w miejscy, gdzie odbywała się wystawa broni”.

Od dziecka miałem do czynienia z karabinami, to były nasze narzędzia do polowania. Więc oni zatrzymali się na tej wystawie broni, mój tata-pastor i mama – żona pastora. Będąc na tej wystawie mama widziała pięknie rzeźbioną broń, napisała do mnie „musisz nauczyć się rzeźbić karabiny”. Mama zawsze pchała mnie i moich braci w kierunkach artystycznych.

Myślałem że mówi o rzeźbieniu w drzewie, więc zignorowałem to, wtedy napisała mi kolejny list, „ja mówię na serio, musisz nauczyć się rzeźbić” za jakiś czas mówi mi przez telefon „musisz się tego nauczyć” na co ja „dobrze ale ja już potrafię rzeźbić w drzewie i skórze, wszystko to robiłem i nic mi nie dało” a ona na to „Nie! Oni rzeźbili w metalu, a karabin na proch był inkrustowany złotem, srebrem i platyną”.

Hmm, nigdy o tym nie słyszałem więc udałem się na wystawę karabinów. Tak też zobaczyłem piękną pracę artystyczną, zapytałem, „czyja to praca?” Na moje szczęście jeden z 10 najlepszych grawerów w USA mieszkał 20 minut drogi od mojego uniwersytetu.

Skontaktowałem się z nim i zostałem zaproszony do niego domu. Zapytałem czy mógłby mnie nauczyć, powiedział Nie! Tak trwało 6 miesięcy. Odwiedzałem go sześć razy a on mi odmawiał.

Powiedział mi: “Próbowałem nauczyć w moim życiu setki ludzi, ale nikt nie potrafi nauczyć się tej sztuki. Nikt nie ma cierpliwości. Nie mam czasu ani cierpliwości by jeszcze raz spróbować uczyć kogoś”. „Ja jestem inny” – odpowiedziałem. W końcu, sfrustrowany mną, kazał mi kupić śrubokręt o kwadratowym trzonku w sklepie Sears, rzemieślniczy śrubokręt i zrobić z niego dłuto. Potem kazał wziąć aluminium z wystawy sklepowej i rozpocząć rzeźbić w aluminium. Miałem do niego wrócić wtedy, jak to zrobię.

Tak też zrobiłem. Byłem wtedy duszą towarzystwa. Więc zwieszenie życia towarzyskiego na dwa tygodnie i bycie uwięzionym w moim pokoju, gdzie stukałem w aluminium dłutem, było z mojej strony wielkim poświęceniem.

Po 2 tygodniach przyglądając się mojej pracy stwierdziłem „To wygląda fantastycznie, na pewno to czego dokonałem zrobi ogromne wrażenie i wywoła zachwyt.”. Udałem się do niego by pokazać moje dzieło, a on wybuchnął śmiechem. “Przepraszam, dlaczego się śmiejesz!” A on mnie pyta „Jak ty to zrobiłeś? „Przykładałem dłuto i uderzałem, przesuwałem dalej i uderzałem.” Na co on powiedział: „Czy myślisz, że to samo potrafisz zrobić z żelazem? „Nie wiem, odpowiedziałem, nigdy mi tego nie powiedziałeś”. On na to: „Jeżeli ktokolwiek potrafi poświęcić tyle czasu robiąc coś co niewłaściwe, to ja poświęcę mój czas i nauczę cię tego, co trzeba.” Zaprowadził mnie do warsztatu po raz pierwszy i zaczął pokazywać jak to się robi poprawnie.

Przez półtora roku pracowałem pod nadzorem tego grawera. Potem pracowałem pod okiem innego, sławnego grawera. Był on jednym z moich bohaterów, chciałem być jak on i z nim chciałem współzawodniczyć w Wisconsin.

Spędziłem całe lato w Wisconsin ucząc się od niego i w krótkim czasie znaczyłem już coś wśród grawerów broni, pisano o mnie w czasopismach broni i w innych, moje nazwisko było na liście przeglądów broni. To przyniosło mi wiele rozgłosu, ale nie dało zadowolenia.

Cały czas myślałem nad tym dlaczego nie znajduję satysfakcji. Dlaczego wystawiając sobie cel mówię, gdybym tylko mógł to osiągnąć, gdyby tylko ktoś chciał spojrzeć na moje dzieło artystyczne, będę szczęśliwy,
a jednak to było za mało.

I stało się tak jak z pracą artystyczną, ilustrowałem książki w dużej firmie wydawniczej Gage w Toronto, Kanada. Ilustrowałem okładki książek i ich stronice, choć nigdy nie marzyłem o czymś takim, a wiecie co? Dalej czułem pustkę!

Zająłem się muzyką, bo zawsze była ze mną. Zacząłem występować, tworzyć utwory. Skomponowałem wiele utworów muzycznych na Expo 86 w Vancouver Brytyjskiej Kolumbii. Nawet napisałem przewodnią melodię do Pawilonu BC.

To jednak nie przynosiło mi tego na co czekałem. Wyglądało to tak, jakbym stał na drabinie bez końca i tak długo jak jeden jeszcze szczebel był przede mną, łapałem się go i wspinałem się wyżej i wyżej, nie wiedząc dokąd prowadzi. Końcowy wynik był taki, że im więcej osiągnąłem tym większa była moja pustka. Tak wyglądał mój wyścig w celu jaki sobie wystawiałem a było ich bardzo dużo. To były moje światowe zmagania.

W moim życiu była również i strona duchowa, którą chciałem utrzymać bo przecież byłem przekonany w wierze, że Bóg istnieje. Byłem świadomy, że chce mi dać życie w pełni a ja jednak nie byłem w stanie nawiązać kontaktu z Bogiem.

Rozglądając się dokoła nie wiedziałem aby ktokolwiek nawiązał kontakt z Bogiem. Takie kontakty widziałem w Biblii bo tak postępowali uczniowie Jezusa w Księdze Dziejów Apostolskich. Według mnie tak miał wyglądać prawdziwy kontakt z Bogiem, a ja tego nigdzie nie widziałem.

Byłem bardzo sfrustrowany.

Gdy po ukończeniu collegu trzeba było podjąć decyzję co do dalszej kariery a ponieważ ukończyłem biochemię, co też było 10 minutową decyzją, bo gdy zapytany jaki kierunek obieram odpowiedziałem, nie wiem. To czym chcesz być? Lubię być na wolnym powietrzu, to może będę leśniczym. To bierz biologię lub biochemię.

Tak też się stało, bez jakichkolwiek planów. Kiedy skończyłem naukę zastanawiałem się co też mam robić. Uczyłem w szkole przez 2 lata, a kiedy moi bracia skończyli naukę spotkaliśmy się i zdecydowaliśmy rozpocząć razem jakiś biznes.

Nic nie wiedzieliśmy na temat produkcji czegokolwiek z metalu, ale znaliśmy się na drewnie. Zdecydowaliśmy się wyprodukować piec na drzewo. Pierwszy piec był już gotowy i zapalono ogień, piec zaczął wyginać się na wszystkie strony na naszych oczach.

Nie znaliśmy się na spawaniu ani nie posiadaliśmy spawarki. W końcu udaliśmy się do najbliższego sklepu i kupiliśmy maszynę do spawania i cięcia. Jak się można było spodziewać nie było to łatwe. Różnica między dobrym spawaczem a złym to 5 godzin straconych na każde cięcie.

Takie były nasze początki. W krótkim czasie poprawiliśmy wszystkie problemy jakie były przy pierwszym prototypie. Nasz projekt był niesamowicie dobry i w krótkim czasie firma która zaczęła od zera zatrudniała 90 pracowników. Jedna fabryka była w Wisconsin w USA a druga w Kanadzie.

Na początku myślałem sobie „Gdy będziemy zatrudnić choć kilku pracowników, to będą się z nami liczyć.” Teraz nagle zatrudnialiśmy prawie stu pracowników a wraz z nimi masę problemów.

To sprawiło, że jeździłem Mercedesem, Porsche, BMW i wszystkim innym co było z tym związane. Nasze zdjęcia zamieszczano na stronach czasopism. Moich braci i mnie nazywano „chłopcami energii alternatywnej”, “złotymi chłopcami, itp.

Zdałem sobie sprawę, że ta praca również nie dawała mi satysfakcji, ani pieniądze nic nie znaczyły, bo nigdy nie możesz mieć ich wystarczająco dużo. Teraz naprawdę byłem całkowicie sfrustrowany tą całą gonitwą.

Moje życie duchowe nie dało mi zadowolenia, praca zawodowa też nie. Co do mojej strony duchowej, postanowiłem w jakiś sposób zwrócić uwagę Boga na siebie. Ale co takiego zrobić? Muszę uczynić coś bardzo znaczącego, może wtedy Bóg mnie zauważy.

Mając dyplom z biochemii, postanowiłem zrobić z niego pożytek. Znałem pewnego kulturystę, który już wcześniej rozpoczął wykłady i pokazy zdrowego gotowania, więc przyłączyłem się do niego.

Program jaki używaliśmy stał się bardzo popularny. Widać wielu ludziom to było potrzebne. Szkoły państwowe wysyłały swoich nauczycieli, lekarze i pielęgniarki by uczęszczali na nasze wykłady. Kolejny wielki sukces.

I tym razem Bóg nie zwrócił na mnie uwagi. Nie powiedział mi „dobrze uczyniłeś sługo dobry i wierny chodź, dam ci życie w pełni, twoje życie uczynię lżejszym”.

W końcu postanowiłem uczynić coś o wiele większego. Moi bracia wtedy pozostawili kościół, dzięki Bogu później wrócili. Większość moich przyjaciół też odeszła od kościoła. Ja również byłem gotowy zostawić kościół, jednak gdy urodziły się nam dzieci, po prostu nie wiedziałem co dalej robić. Nie chciałem chodzić do kościoła bo inni, których znałem też nie chodzili, i wtedy pewnego dnia przyszła mi myśl. Bóg naprawdę potrzebuje coś wielkiego!

Wraz z żoną postanowiliśmy założyć kościół dzwoniąc do niektórych osób, a właściwie to już planowaliśmy przez cały rok. W ciągu kilku miesięcy od chwili otwarcia kościoła, mieliśmy już 250 członków. Uważano to za wielki sukces.

Zaproszenia przychodziły z różnych państw, ponieważ chcieli wiedzieć co my tu robimy. Nikt nie słyszał wcześniej o projekcie, który by zakończył się sukcesem odzyskania ludzi na nowo.

Celem naszego kościoła było iść do tych. którzy już odeszli z kościoła, takich jak ja, moi bracia i nasi przyjaciele. Jak się okazało stało się to wielkim sukcesem. Nie mieliśmy jeszcze pastora. Nikt z nas nic nie wiedział za wiele, sami laicy. Oficjalnie nie studiowałem teologii, a teraz miałem zostać przywódcą.

Coś zaczęło się ze mną dziać. W pierwszym roku patrząc na tych, którzy wracali do kościoła, płacząc i łkając z radości, że odnaleźli ponownie Jezusa. Przyglądałem się im z boku i byłem naprawdę zazdrosny. Sfrustrowany tym, że nie posiadam i nie mogę mieć tego, co posiadają oni.

Pod koniec czułem zniechęcenie do tych ludzi, którzy dzwonili do mnie wieczorami mówiąc „Herb, znalazłem ten tekst w Biblii”. Mówiłem sobie, takim to dobrze, jak mogą być tak podekscytowani jednym tekstem, gdy ja go wcale nie rozumiem.

Miałem wtedy 38 lat, gdy ludzie uważali, że osiągnąłem najwięcej sukcesów, które można było osiągnąć na tej planecie a we mnie była kompletna pustka. Przechodziłem kryzys lat średnich! A taki kryzys to wtedy, gdy budzisz się pewnego ranka i mówisz do siebie, „myślałem, że wreszcie będę szczęśliwy, zadowolony, że wszystko będzie miało sens a niestety tego nie czułem.

W tym kryzysie postanowiłem uczynić coś innego. Zawierałem wiele transakcji z Bogiem, bo przecież byłem biznesmanem wtedy mówiłem „Boże, jeżeli dasz mi taki, a taki dochód brutto to ja oddam Ci tyle i tyle.”

Bóg jednak nie odwzajemniał się. Wtedy ja zwiększałem kwotę zwrotu z inwestycji, zwiększałem i zwiększałem i dalej bez skutku. Dużo później zrozumiałem, że to wszystko było na odwrót. Bóg nigdy nie działa w taki sposób. Posłuchaj teraz jak działa Bóg, mówi „nie spodziewaj się tego, czego wcześniej już nie dałeś”.

Biblia mówi, dajcie a będzie wam dane. Ja muszę uczynić coś najpierw, mówi Biblia. Przebacz a będzie ci przebaczone. Zbliżcie się do mnie, a ja zbliżę się do was. Szukajcie mnie, a wtedy przyjdę do was. Wszystko rozumiałem na odwrót. Wtedy postanowiłem, skoro tamto wszystko nic nie dało, a moje transakcje były bez skutków, to zrobię ostatnią transakcję z Bogiem.

Słyszałem jak ludzie mówili, że spędzenie jednej godziny dziennie na szukaniu Jezusa zmieni twoje życie. “Tak jest naprawdę! Musisz uwierzyć.” Ja studiowałem Biblię już wcześniej, bo będąc laikiem musiałem wygłaszać kazania, ale właściwie to nie miałem pojęcia co robiłem.

Rozpocząłem studiować Biblię, szukając potwierdzenia tych rzeczy o których rozmyślałem i wszystkiego tego co znajduje się w Biblii. Tym razem będzie inaczej. Spędzę godzinę dziennie szukając Jezusa. Pierwszego poranka wstałem o 5.30 rano, czyli musiałem wstać o godzinę wcześniej niż zwykle.

Szedłem na górę po ciemku, po tym jak zawarłem tą umowę z Bogiem, nie czując, że tak na prawdę chcę to robić, ale byłem podekscytowany bo myślałem, że Bóg właśnie tego oczekuje ode mnie. Popatrzyłem na zegarek, ustawiłem czas co do minuty i zacząłem się modlić.

Po 2 minutach moje myśli zaczęły wędrować daleko, więc wziąłem Biblię i czytałem, czekając na ten moment zachwytu, kiedy to nagle zobaczę tekst, który zmieni całe moje życie.

Niestety to się nie stało. Pomyślałem, że chyba poszedłem 2 strony dalej niż tam, gdzie Bóg naprawdę chce mnie mieć. Znowu otworzyłem Biblię i dalej to się nie stało.

Spędziłem całą godzinę i nie miałem z tego nic! Następnego dnia wstaję, choć nie miałem ochoty bo nic się nie wydarzyło poprzedniego dnia, a że jestem pochodzenia półniemieckiego i pół norweskiego, więc jestem uparty. Dalej stoję przy sprawie. Wstałem i znowu spędziłem całą godzinę i nic z tego nie miałem. Minął 3,4,5,6,7 dzień, nie opuściłem ani jednego ranka.

Minęły 2 tygodnie potem trzy i cztery nie opuściłem ani jednego poranka. Dalej nic się nie dzieje. I nic z tego nie mam. W końcu nadszedł 6 tydzień i widzę, że coś się wydarzyło. Bóg usuwa swą obecność ode mnie. Teraz odczuwam taką pustkę w mojej duszy jakiej w wcześniej nie znałem.

Nie jestem w stanie stanąć przed zgromadzeniem, biegnę o własnej sile a nie za pomocą Ducha Świętego. Nie odczuwam żadnej korzyści. Nie jestem w stanie spać i stale zastanawiam się i pytam: “Jezu, dlaczego nie mogę Ciebie mieć”. A ponieważ nie mogę spać, jestem bardzo przemęczony i sfrustrowany. Od tych sześciu tygodni do dwóch miesięcy, a moje życie duchowe umiera. Dochodzi do 60 dnia, bo miałem umowę z Bogiem na 60 dni. Wstałem o 5.30 rano, nie miałem ochoty uklęknąć by się modlić tego ranka ani usiąść.  Jedno co byłem w stanie zrobić, to położyć się na podłodze no i położyłem się twarzą do podłogi. Miałem dłonie zaciśnięte i dałem Bogu ultimatum. Powiedziałem, „jestem tak bardzo zmęczony tą gonitwą i nie chcę już więcej mieć do czynienia z Tobą, prawdę mówiąc nie wiem czy w ogóle istniejesz. Może byłem oszukiwany przez całe życie.” Więc powiedziałem Bogu, że nie chcę mieć z Nim już nic do czynienia.

Kiedy to wszystko powiedziałem Bogu, wstałem i nie wiedziałem co mam robić dalej. Byłem bardzo zestresowany, ale pomyślałem, że udam się do pracy. Ale jakże mogę pójść do pracy, kiedy już od dwóch tygodni nie pracowałem z powodu zaistniałej sytuacji.

Może powinienem wrócić do łóżka, ale jak to zrobić? Więc stoję w ciemności i dumam co mam tu robić dalej. Stoję tak dalej po tym jak nawymyślałem Bogu i skończyłem z Nim.

Zobaczyłem moją Biblię leżącą obok i przyszła mi myśl, że nigdy więcej jej nie podniosę, szkoda mojego czasu. Kiedy jednak rozważyłem te moje trzy opcje: iść do łóżka, iść do pracy albo czytać Biblię ponownie, to jedyna opcja która miała jakiś sens tak rano było czytanie Biblii.

Duch Święty przemówił do mnie, nie był to głos ani też coś podobnego ale poczułem się dobrze, nie mając nic innego do roboty usiadłem i otworzyłem Biblię. Po raz pierwszy w życiu doświadczyłem coś, co nazywa się przekonaniem.

 

Wszystko co czytałem tego ranka jak gdyby ominęło mój umysł i poszło prosto do serca. Już nigdy więcej nie chcę głowić się nad Pismem i tutaj rozpłakałem się. Po 10 minutach łkałem, prawdę mówiąc skarciłem szatana! Nigdy w życiu tego wcześniej nie zrobiłem, powiedziałem mu: “W imieniu Jezusa i w mocy krwi którą przelał na Golgocie, idź precz szatanie! Wynoś się stąd, nie chcę mieć z tobą nic do czynienia”, i czytałem dalej.

Przez 2 godziny czytałem przez łzy, które płynęły mi po policzkach. Z powodu doświadczenia jakie przeżyłem nie musiałem już więcej czytać i jeszcze raz czytać i kolejny raz czytać w nadziei, że pojmę zasady i w jakiś sposób zostaną one w moim umyśle.

Wstałem kolejnego dnia i rozmyślałem czy to co wczoraj doświadczyłem z Bogiem mogło być tylko jednorazowe, otworzyłem Biblię i chcę wam powiedzieć, czułem to samo przekonanie. Nie musiałem intelektualnie przyjmować wszystkiego, po prostu czytałem a to co czytałem spływało do mojej spragnionej duszy.

Byłem jak gąbka, która od lat nie widziała wody i wreszcie ją otrzymywałem. To tak jakby ktoś trzymał moją głowę pod wodą i w chwili gdy byłem gotowy utonąć, szarpnął moją głowę do góry i kilka oddechów świeżego powietrza wypełniło moje płuca. Tak wyglądało to moje doświadczenie. Muszę wam powiedzieć, moje życie zmieniło się.

Tak, radykalnie zmieniło się moje życie. Moje podejście do pieniędzy zmieniło się. Moje podejście do wszystkich sukcesów zmieniło się i z czasem zrozumiałem skąd pochodzi prawdziwy związek z Bogiem.  

Prawdziwy związek jest z szukania Zbawiciela, który się o mnie troszczy. Prawdziwy związek otrzymasz gdy oddasz swoje życie Jezusowi, który zawisł na krzyżu i zmuszony był zapłakać „Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił”, a to dlatego że grzechy Herba Larsena w jednym dniu wystarczyły, aby zrobić taką rozłąkę.

Jeżeli chcecie mieć związek z Jezusem, naprawdę dynamiczny związek z Jezusem - jest tylko jedna droga. Żarliwe poszukiwanie Jezusa.

Biblia mówi: “Szukajcie najpierw królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego.” Nie pisze stawiaj na pierwszym miejscu swoją rodzinę, swój kredyt lub swoją pracę, albo gdy będziesz mieć trochę czasu, daj mi chwilę. Nie! “Szukajcie najpierw” znaczy oddać wszystko i pozwolić Jezusowi darować życie w pełni.

Mówię wam, pragnę byście właśnie tak żyli. Żyć i mieć przywilej prowadzenia zgubionych dusz do Jezusa to najlepsze co mogło mi się przydarzyć. I mogę powiedzieć, że jeżeli ktokolwiek z was czuje, że jego poszukiwania są na marne, a może jest ktoś kto nawet nie szuka, to chcę wam powiedzieć a właściwie to gwarantuję wam - bo moje gwarancje nie pochodzą ode mnie, one są poparte Biblią. „Szukajcie a znajdziecie” Mateusz 7,7.

Rzucam ci wyzwanie: poświęć jedną godzinę na studiowaniu Biblii a będziesz jednym z setek ludzi wysyłających mi listy, które otrzymuję z całego świata, gdzie ludzie piszą; „nie uwierzysz co dzieje się w moim życiu. W końcu nawiązuję kontakt z Jezusem”.

Przyjaciele, naprawdę warto, bo nic innego w życiu nie da wam takiego zadowolenia. Przebywałem wśród wielu gwiazdorów Hollywood, wśród sławnych ludzi i biznesmenów a nawet wśród milionerów. Czują w życiu wielką pustkę, żyją destrukcyjnie. Stoją na tej samej drabinie na której byłem ja. Kiedy patrzą na moje życie, na moc którą mam, pewność zaufania, współzawodniczą przewagą nad wieloma ludźmi, chcą posiadać to co ja posiadam, a to jest wielki przywilej.

Szczyt tego wszystkiego cokolwiek zrobiłem w moim życiu, to możliwość dzielenia się tym co mam. Przyjaciele, decyzja należy do was. Jozue powiedział „wybierzcie dziś”. Nie powiedział, zastanówcie się. On mówił, wybieraj dzisiaj komu chcesz służyć, a ja mam nadzieję, że postanowicie - “Ja i mój dom będziemy służyć Bogu”.

Komentarze