Felietony | Wydane 2014/09/06

Impresje muzyczne

Pisze Bogusław Kot

Pic6 small Dawno temu, kiedy byłem młodym studentem w Warszawie, lubiłem przeżywać piękno wszelkiego rodzaju w pojedynkę, w spokoju. Ulubionym „miejscem ucieczki” był np. Teatr Dramatyczny w Pałacu Kultury i Sztuki. Bywałem czasami w operze, a kiedy udawałem się do Filharmonii, prosiłem o miejsce na balkonie i to jak najbliżej orkiestry. Z góry podziwiałem wielbicieli i znawców muzyki, którzy z partyturą w ręku śledzili każdy dźwięk i ton. Często z zamkniętymi oczami przekładałem muzykę na kolorowe obrazy. Podziwiałem instrumentalistów grających na różnych instrumentach. Niektórzy grali „non stop”, inni włączali się od czasu do czasu, a komuś „udało” się uderzyć talerzami lub uderzyć w kocioł – tylko kilka razy.

Muzyka to wielki dar od Boga, nie każdemu jednak jest on dany! Muzyka towarzyszy człowiekowi od momentu jego narodzenia, ale nie każdy jest na nią wrażliwy. Towarzyszy nam ona w każdym momencie życia – śpiew ptaków, gwar uliczny, środki przekazu; nie mówiąc o miejscach gdzie króluje muzyka – np. sale koncertowe itd., gdzie człowiek ma okazję do odbycia podróży w głąb siebie.

Życie wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby np. zastosowano się do porad ap. Pawła: „Rozmawiając z sobą przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, śpiewając i grając w sercu swoim Panu” List do Efezjan 5,19

Muzyka nie zna granic i może połączyć ludzi pochodzących z różnych środowisk, a dowodem tego może być koncert w polskim kościele adwentystycznym Dandenong.

 

Wspieramy młode talenty

Dawniej, liczyliśmy się tylko my, starsze pokolenie które budowało podwaliny pod Polonię australijską. Dzisiaj, po kilkudziesięciu latach – pałeczkę Polskości przejmuje młodsze pokolenie, urodzone już tu w Australii. Napawa nas duma, kiedy możemy podziwiać drugie, a nieraz trzecie pokolenie mówiące językiem polskim (może nieco śmiesznym, bo przecież edukację odbywające w szkołach australijskich), czujących się Astralo-Polakami! Mają korzenie polskie, ale są wtopieni w nowe społeczeństwo. Posługują się lepiej językiem angielskim, bo używają go na co dzień – są jednak dumni z języka i pochodzenia rodziców! Mam dla takich – wielkie uznanie!
Dzisiaj zaprezentuję młodego Australo-Polaka, z którego możemy być dumni!

Polski kościół adwentystyczny Dandenong, 100 James Str., Dandenong od początku swego założenia, miał za cel nie tylko służyć wyznawcom w każdą sobotę jako miejsce nabożeństw, ale wspierać na wszelkie sposoby działalność charytatywną. Działalność ta, nie tylko przekłada się na troskę i opiekę nad ludźmi starszymi, chorymi, bezdomnymi, szukającymi wsparcia materialnego czy duchowego, ale i na wspieranie organizacji społecznych i kulturalnych. Również staramy się w miarę możliwości, wspierać młode talenty.

Pic7 larger Przykładem może być udostępnienie kościoła i fortepianu Konradowi Doreckiemu, który 30 sierpnia 2014, o godz. 18.30 dał koncert-recital fortepianowy i to już po raz drugi. Konrad planuje w najbliższym czasie udać się w podróż do niektórych krajów europejskich, gdzie będzie również koncertował.

Nieco o młodym artyście-muzyku Konradzie Doreckim. Sponsorem australijskim jest właściciel jednego z największych sklepów z fortepianami w Australii – Bernie Capicchiano. Sprzedaje on między innymi fortepiany niemieckiej firmy Schimmel – jest to jeden z największych producentów fortepianów na świecie. Firma ta nadała Konradowi tytuł Schimmel artist. Tytuł ten posiada tylko dziewięciu Australijczyków, a Konrad jest jedynym, który dostał ten tytuł za własne improwizowane kompozycje.

Na program koncertu złożyły się utwory zatytułowane: Koncert klasyczny, Improwizacje na temat czterech chrześcijańsko-kościelnych hymnów, Fantazja impresjonistyczna, Mazur, Walc romantyczny, Hiszpańskie impresje, Koncert romantyczny, Liryczne intermezzo, Fabryka mechaniczna, Muzyka pociągu, Rosyjska Rapsodia, Tango, Dwie koncertowe etiudy.

Nie jestem krytykiem muzycznym i nie znam się na tyle na muzyce (grywałem na kilku instrumentach w dniach młodości!), by oceniać artystę i jego kunszt muzyczny. Podzielę się jednak kilkoma spostrzeżeniami. Konrad grając wykorzystuje wszelkie możliwości fortepianu, czarne i białe klawisze pod palcami Konrada wydobywają dźwięki najprzeróżniejszych barw, tworzą swoistą, bardzo nastrojową więź magii i energii. Błyskotliwą muzyką porusza w prosty sposób wyobraźnię. Tkwi w niej siła, delikatność, kolorystyka, energia i spokój. Łączy romantyzm, klasyczną symetrię i melancholię. Eksperymentuje, starając się przedstawić nowe brzmienie muzyki klasycznej. Konrad zabiera słuchaczy w fascynującą podróż, w której wokół tematów klasycznych kompozytorów, buduje zupełnie nową, zaskakującą w swoim wymiarze aranżację. Korzysta z wszelkich tworów brzmieniowych i nie zatrzymuje się przy nich na stałe, czasami stwarza wrażenie nie podporządkowania się jakimkolwiek zasadom.

W czasie gry obserwowałem Jego grające (jakby malujące obrazy) ręce i tańczące po klawiaturze palce. Twarz poważna, skupiona, wyrażająca wielką koncentrację – podziwiałem, tak po prostu mówiąc, pracę Jego „komputera muzycznego” w głowie.

Czasami odrywał wzrok od fortepianu i spoglądał w kierunku słuchaczy, jakby sprawdzał wrażenie; a po drugiej stronie – może wbijając wzrok w czerń kotary, szukał natchnienia nowego. Kiedy grał hymny kościelne spoglądał w górę, jakby pytając – Boże, czy dałem z siebie wszystko, by Ciebie uwielbić w tej świątyni?

Przed przerwą zebrano dary, które w całości przekazano Konradowi na dalszą naukę i działalność artystyczną.

Polonijna społeczność w Australii, może być dumna z utalentowanych młodych Polaków, odnoszących sukcesy w różnych dziedzinach. Dodam jeszcze, że Konrad sam prowadził koncert i to w dwóch językach, angielskim i polskim. A ojciec Andrzej Dorecki, czuwał nad całością tego kulturalnego wydarzenia.

Komentarze